Gdy grupa leśnych dziadków z PO wystąpiła na konferencji w Kętrzynie z żądaniem powołania jednostki wojskowej w tym mieście, naród oniemiał. Jakże to? Partia, która przez wiele lat likwidowała jednostki wojskowe, teraz chce je powoływać?
Dla starszych obserwatorów nie było w tym nic dziwnego, takie cuda obserwowali w socjalistycznej rzeczywistości, gdzie głównym działaniem ustroju socjalistycznego było rozwiązywanie problemów, które ten ustrój tworzył, ale młodsi przecierali oczy ze zdziwienia – skoro teraz chcecie powoływać, to po co wcześniej likwidowaliście?
Aby młodszym czytelnikom wyjaśnić ten pozorny paradoks, musimy cofnąć się nieco w czasie.
Jak wiadomo PO jest partią niemiecką – nieustanne spekulacje na ten temat związane są nie tylko z unijnym stanowiskiem, które Donald Tusk otrzymał zdaniem części publicystów dzięki współpracy z Angelą Merkel. Chodzi również o rok 2014, gdy Paweł Piskorski mówił we „Wprost” o latach 90. i plastikowych torbach pełnych marek. Jeden z założycieli PO (Paweł Piskorski) świetnie znający kulisy tamtych wydarzeń twierdził, że Kongres Liberalno-Demokratyczny, którego jednym z liderów na początku lat 90. był Donald Tusk, otrzymał od niemieckiej CDU pożyczkę w wysokości miliona marek).
Nie powinno więc nikogo dziwić, że Platforma Obywatelska w swoich zachowaniach kieruje się, obok interesów własnych działaczy, głównie interesem matki założycielki (partii niemieckiej)
Niemcy, jak wiadomo, podzieliły obszar Polski na dwie części – pierwsza „niemiecka” od Odry do Wisły, gdzie skupia się aktywność gospodarcza firm z kapitałem niemieckim i druga „bezpańska” (czytaj rosyjska) od Wisły do Bugu (pokażcie mi duże niemieckie inwestycje na tym terenie, a odszczekam to, co napisałem).
Skoro „niemiecka” Polska kończyła się na linii Wisły, to logiczne było zlikwidowanie jednostek wojskowych na wschód od Wisły. I tak zlikwidowano: pierwszą warszawską dywizję zmechanizowaną im. Tadeusza Kościuszki, brygadę w Lublinie, batalion w Siedlcach, pułk w Suwałkach.– Likwidowali więc wojsko właśnie na wschodzie naszego kraju – powiedział niedawno minister Błaszczak. Jak dodał, „to się działo przed agresją na Ukrainę, ale to się działo też po agresji na Gruzję”.
Gdy w Niemczech uznano, że sojusz z Rosją gwarantuje nienaruszalność niemieckiej strefy wpływów (czyli do Wisły) cięcia w niemieckiej armii również się dokonały. W 2011 roku Minister Obrony Narodowej RFN Thomas de Maizère (CDU) poinformował o likwidacji 31 niemieckich jednostek. Na odpowiedź ówczesnych władz (PO i PSL) nie trzeba było długo czekać – zapowiedziano likwidacje garnizonów również w „niemieckiej” części Polski – m.in w Legnicy i Choszcznie. W tym ostatnim stacjonowały aż trzy jednostki. Baza miała niezłe zaplecze mieszkaniowe, dwie hale sportowe, basen, strzelnicę. Część budynków poddano gruntownym remontom.
Dzisiaj niemiecka partia w Polsce zwana Platformą Obywatelską zgodnie z wytycznymi Niemiec głośno krzyczy o konieczności wzmocnienia armii i budowie nowych garnizonów, a jednocześnie sprzeciwiania się ustawie sejmowej uznającej Rosję za państwo terrorystyczne.
Józef Szwejk