Druga tura kampanii prezydenckiej to polityczna skarbnica wiedzy o tym, czym naprawdę żyją Polacy. Niespodziewany wynik Grzegorza Brauna wywołał falę pytań – ale czy ktoś dostrzegł, że kluczem do jego sukcesu mogła być obrona Gietrzwałdu? To lekcja, którą warto odrobić przed decydującym starciem.
Niespodziewanie wysoki wynik Grzegorza Brauna w pierwszej turze wyborów prezydenckich – ponad 6% głosów – wzbudził niemałe zdziwienie w szeregach politologów i spin doktorów. Gorączkowo analizowano, skąd ten sukces, doszukując się przyczyn w jego kontrowersyjnych wypowiedziach czy niezłomnej postawie w pewnych kwestiach. Tymczasem, jak rzadko kiedy, to właśnie ta kampania ujawniła, że elity polityczne, a zwłaszcza te prawicowe, zdają się żyć w oderwaniu od realnych trosk i zaangażowania części społeczeństwa. Czy ktokolwiek zwrócił uwagę na ogromne zaangażowanie Grzegorza Brauna i struktur jego formacji w obronę Gietrzwałdu?
To pytanie, które powinno wybrzmieć ze zdwojoną siłą w drugiej turze kampanii. Gietrzwałd to nie jest byle jaka miejscowość. To jedyne w Polsce i jedno z nielicznych na świecie, obok Lourdes czy Fatimy, uznane przez Kościół katolicki miejsce objawień maryjnych. Miejsce o głębokim znaczeniu symbolicznym i religijnym dla milionów Polaków. A przecież od dłuższego czasu trwa tam walka o uratowanie sanktuarium przed budową olbrzymiego centrum dystrybucyjnego sieci Lidl, zaledwie kilkaset metrów, może kilometr, od miejsca objawień
I tu pojawia się fundamentalne pytanie: dlaczego żaden z innych prawicowych kandydatów, a zwłaszcza reprezentant Prawa i Sprawiedliwości, nie podniósł tego tematu wcześniej? Jak to możliwe, że partia tak mocno akcentująca swoje przywiązanie do wartości chrześcijańskich i dziedzictwa narodowego, zupełnie zignorowała sygnały o zagrożeniu dla Gietrzwałdu? Milczenie PiS w tej sprawie jest co najmniej zastanawiające, zwłaszcza w kontekście masowych protestów i ogólnopolskiej mobilizacji.
Od przeszło dwóch lat w obronę Gietrzwałdu zaangażowana jest Fundacja im. Piotra Poleskiego z Olsztyna, której przewodniczy Jerzy Szmit. Działa również zespół parlamentarny do spraw obrony Gietrzwałdu. Odbyły się i nadal trwają masowe protesty przed setkami sklepów Lidla w całej Polsce. Planowane jest nawet przeniesienie protestów przed siedzibę firmy w Niemczech. Informacje na ten temat, szeroko dostępne chociażby na portalu opinie.olsztyn.pl, zdają się docierać do wszystkich, poza sztabami wyborczymi prawicy.
Wielu spin doktorów i speców od kampanii głowi się, jak pozyskać głosy wyborców w drugiej turze. Szukają nowych tematów, nowych linii podziału, nowych sposobów na dotarcie do niezdecydowanych. A odpowiedź, być może, leży na wyciągnięcie ręki. Grzegorz Braun, podejmując temat Gietrzwałdu, zyskał zaufanie i głosy tych, dla których wiara i tradycja nie są pustymi sloganami, lecz realnymi wartościami. Dostrzegł coś, co umknęło innym – potężny kapitał społeczny, który drzemie w sprzeciwie wobec profanacji świętych miejsc.
Czy kandydat prawicy w drugiej turze, Karol Nawrocki, może i powinien podjąć ten temat? Oczywiście, że tak! Co więcej, nie tylko może, ale i powinien to zrobić. To okazja, by pokazać, że prawica nie tylko mówi o wartościach, ale i realnie ich broni. To szansa na pozyskanie tych kilku procent głosów, które mogą zadecydować o zwycięstwie. Gietrzwałd, a właściwie obrona Gietrzwałdu, może stać się przyczyną jego sukcesu, jeśli tylko odważy się na ten krok. Jeśli Karol Nawrocki wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom tych, którzy z determinacją walczą o to święte miejsce, może przekonać do siebie nie tylko tych, którzy głosowali na Brauna, ale i wielu innych rozczarowanych milczeniem establishmentu.
Czy sztab kandydata dostrzeże ten potencjał? Czy w ostatniej prostej kampanii prawica przypomni sobie o Gietrzwałdzie i jego obrońcach? Czasu jest mało, a stawka wysoka.
Marek Adam