Prezes Jarosław Kaczyński napisał list do członków partii, której jest liderem. Podkreśla w nim wagę wyborów, przypomina, co w ostatnich latach udało nam się osiągnąć, zachęca do aktywności i zaangażowania. Jesteśmy w ogniu kampanii wyborczej, więc oczywistością jest potrzeba komunikacji z ludźmi tworzącymi struktury, które są podstawowym potencjałem w walce o reelekcję Prezydenta Andrzeja Dudy. Prezes mógł wystąpić w telewizji, w radio, użyć innych sposobów, aby apelować o pełną mobilizację i zaangażowanie.
Wybrał formę listu. W dzisiejszej polityce już prawe nieużywaną. Przez setki lat list był podstawowym narzędziem przekazywania wiadomości, myśli, idei. Sytuację radykalnie zmieniła Telewizja. A teraz, na naszych oczach, kolejną zmianę dokonuje rewolucja cyfrowa. W czasach przed-telewizyjnych polityk musiał pisać. Musiał co jakiś czas, oderwać się od zebrań, wieców, spotkań i zasiąść nad kartką czystego papieru, aby zapisać to, co ma do zaproponowania ludziom, o których poparcie zabiega.
Konkurenci polityczni dyskutowali ze sobą, pisząc artykuły do gazet, broszury, książki. Myśl polityczna musiała uzyskać materialną formę, żeby mogła zaistnieć w obiegu. A to oznaczało, że autor musiał choć na chwile skupić się na tym, co ma do powiedzenia. Musiał pokazać, że potrafi mówić (pisać) swoim głosem, a nie tylko odpowiadać na pytania mniej czy bardziej życzliwych dziennikarzy.
Zdaję sobie sprawę, że takie przyszły czasy. Media społecznościowe narzucają zupełnie inne reguły. Nieważne jak, nieważne co, ważne, aby szybko, krzykliwie, agresywnie. I najważniejsze: trzeba komuś przywalić. Schemat jest prosty, żeby nie powiedzieć prostacki. Kilka zdań do sieci na temat tego, co inny działacz godzinę temu też wrzucił do sieci. Zaraz potem do dyskusji wchodzi kolejny działacz lub działaczka i „się dzieje”. Zupełnie nic z tego nie wynika, żadnych treści, żadnego przekazu, który można było zapamiętać. Jedynie jazgot, pustosłowie, zaczepki, byle tylko potoczyło się dalej, byle była reakcja, odsłony, komentarze, polubienia, udostępnienia. A jak jeszcze uda się przebić do którejś stacji telewizyjnej wieczorem, to już pełnia szczęścia. Być może tak już jest, że nic na to się nie poradzi. Taki mamy klimat…
I właśnie dlatego cieszę się, że raz na jakiś czas Prezes Jarosław Kaczyński napisze do mnie/do nas list, który mogę spokojnie przeczytać i który wnosi nową, dobrą jakość do polityki.
Jerzy Szmit