Czasem w „Taniej Książce” leży na półeczce jakaś niepozorna książczyna, która podczas każdej wizyty nawołuje: „kup mnie! kup mnie!” W końcu ulegasz, wysupłasz te 7 PLN i masz z głowy drogę powrotną z Warszawy do Pisza i potem jeszcze trochę przez dwa kolejne wieczory…
Tak było ze wspomnieniami Bernarda Drzyzgi „Kazimierza 30”, który po uciecze z niemieckiego oflagu dotarł do Warszawy i został zaprzysiężony w szeregach Armii Krajowej. Przydzielony do oddziału dywersyjnego „Osa” („Kosa”), stworzył komórkę przeznaczoną do działań sabotażowo -dywersyjnych poza granicami Generalnego Gubernatorstwa.
W ciągu kilku miesięcy istnienia tego oddziału, obdarzonego tajemniczym kryptonimem „Zagra – Lin”, w 1943r. przeprowadzono szereg spektakularnych akcji bojowych od Berlina, poprzez Wrocław, Bydgoszcz aż po Rygę. Zamachy bombowe na niemieckich dworcach, wysadzanie pociągów z amunicją, plany uwolnienia generała W. Bortnowskiego z obozu w Murnau czy zamachu na Hitlera – Niemcy nigdy nie wpadli na trop rzeczywistych wykonawców tych operacji, a „Zagra- Lin” przestał istnieć wskutek dramatycznej wsypy, podczas ślubu jednego z konspiratorów w warszawskim kościele na pl. Trzech Krzyży. To wtedy gestapo zgarnęło kilkudziesięciu żołnierzy „Kosy”. Ale nie „Zagra – Linu”! Decyzja o rozwiązaniu oddziału zapadła na wszelki wypadek, aby wsypa „Kosy” nie sięgnęła dalej.
Czy wskazany przez „Kazimierza 30” sprawca tragedii Henryk Jaster „Hel” był rzeczywiście zdrajcą, pisałem na fb dawno temu przy okazji omawiania książki Darii Czarneckiej pt. „Sprawa Stanisława Gustawa Jastera ps. „Hel” w historiografii. Kreacja obrazu zdrajcy i obrona” (Wyd.: IPN, Warszawa 2014).
Pytania odnośnie relacji B. Drzyzgi (a nie jest to jedyna jego publikacja!) pojawiłyby się pewnie w większej ilości, dlatego w wydaniu (Wyd. Mireki, Warszawa-Kraków 2014), które za sprawą kilku złotych polskich trafiło w moje ręce, bardzo przydałaby się obudowa naukowa, przygotowania przez historyka wyspecjalizowanego w tej tematyce.
Podobnie jak solidna korekta językowa i stylistyczna!
No ale mimo wszystko – historia pasjonująca! Tylko ta okładka jak z tabloidu…
Waldemar Brenda