Pod rządami Grzymowicza pieniądze w Olsztynie są tylko na tramwaje i… na Grzymowicza. Związkowcy zarzucają prezydentowi miasta skąpstwo wobec pracowników przy gigantycznych — sięgających 10 tys. zł — podwyżkach dla samego siebie. Zdesperowani urzędnicy wyszli na ulice zamanifestować swoje niezadowolenie.
Związkowcy próbowali już chyba wszystkiego. Był billboard jeżdżący po Olsztynie na przyczepie samochodu, cykliczne manifestacje, pikiety, opaski, plakaty, ulotki. Doprowadzeni do desperacji urzędnicy napsuli krwi Grzymowiczowi nawet kiedy do ratusza na spotkanie z nim przyjechał główny macher totalnej opozycji, czyli Tusk we własnej osobie.
Można przypuszczać, że obaj mieli w blasku fleszy spijać sobie z dzióbków, narzekając na zły PiS i snując wizje powrotu do władzy “totalniaków”. Zamiast tego Tusk złapany na korytarzu przez pracowników ratusza musiał wysłuchiwać, jakim kiepskim gospodarzem jest Grzymowicz. Tusk mało nie pękł ze złości.
Minęło kilka miesięcy i choć sytuacja urzędników zasadniczo nie uległa zmianie, to widać, że ich ciągłe protesty w pewnym sensie zadziałały. Wcześniej była mowa nawet o tym, że Grzymowicz znajdzie się jako jedynka na liście PO w zbliżających się wyborach parlamentarnych. Związkowcy na tyle narobili mu wstydu, że teraz musi wchodzić do polityki kuchennymi drzwiami.
Po to zapisał się do Ruchu Samorządowego TAK! Dla Polski, który jest “platformianą” macką wśród zbuntowanych wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości samorządowców. Na ostatniej manifestacji to jednak na nikim nie robiło wrażenia. I o ile Grzymowicz ma “buzię” pełną frazesów przeciw PiS, to sam nie potrafi wyjść do protestujących i z nimi rozmawiać.
A w środę przed ratuszem manifestowało naprawdę wielu mieszkańców Olsztyna. Byli tu związkowcy ze Związku Zawodowego „Symetria” z Urzędu Miasta wspierani przez związki zawodowe DPS „Kombatant” i Międzyzakładowy Związek Pracowników MOPS i żłobków miejskich. Byli też politycy lewicy, Agrounii oraz spółdzielczy ruch oporu z SM „Jaroty”. W sumie ponad 300 osób.
— Jeżeli mówi się do nas, że mamy zaciskać pasa, bo nie ma środków, bo jest taka sytuacja w kraju, to wszyscy go zaciskamy. A tu się okazuje, że nie. Są ci, którzy go zaciskają – czyli my, bo na nas się oszczędza – i są ci, którzy nie muszą tego robić. Skoro mają podwyżkę po 5 lub 10 tys. zł, to o inflację nie muszą się martwić — powiedziała obecnym na manifestacji dziennikarzom Radio Olsztyn Ewa Wyka ze Związku Zawodowego „Synergia”.
Przypomnijmy. Urzędnicy z olsztyńskiego ratusza już półtora roku ubiegają się o podwyżki. Spór z Grzymowiczem rozpoczęli w 2021 roku. W tym czasie sami otrzymali podwyżki w sumie o 500 złotych. Grzymowicz dostał podwyżkę o 10 tys. zł.
— Podjęliśmy z panem prezydentem walkę o wyższe pobory, walczymy do tej pory i nie mamy zamiaru ustąpić. Widzimy, że jak każe nam się oszczędzać i na nas się oszczędzało przez 13 lat, tak o sobie pamięta się bardzo dobrze. Prezydent Olsztyna zarabia więcej niż prezydent Warszawy — przypomniała Ewa Wyka.
ZZ „Symetria” domagał się podwyżki wynagrodzeń urzędników miejskich o 1500 zł brutto od 2022 r., jak również corocznej waloryzacji płacy zasadniczej i zasilenie Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych jednorazowym odpisem w kwocie 1000 zł na każdego uprawnionego. Z kolei po 700 zł netto domagają się związkowcy dla pracowników innych jednostek podległych ratuszowi.
O ile Grzymowicz najwyraźniej ucieka przed związkowcami i nie znajduje czasu na rozmowę z własnymi pracownikami, to znajduje czas na wyjazdy do Warszawy, żeby protestować przeciw polskiemu rządowi. Tam bez żenady wykrzykuje, że “kolejny raz zostaliśmy okradzeni i zignorowani!”. I cieszy się ze swojej pensji powyżej 20 tys. zł…
Marek Adam