Redaktor Kurs z olsztyńskiego dodatku Gazety Wyborczej wpadł w amok szaleństwa. Z obłędem smaruje pełne nienawiści donosy, na zwolenników i działaczy PiS, domagając się ich zwalniania z pracy. Organizuje redakcyjne polowania na czarownice zupełnie jak hunwejbini Mao Zedonga.
Redaktor Kurs przygody z dziennikarstwem nie zaczął od wczoraj. Jest jednym z najbardziej doświadczonych redaktorów olsztyńskiego dodatku Gazety Wyborczej. Lubi przedstawiać się jako obrońca demokracji, konstytucji i szeroko rozumianego równouprawnienia.
To w imię tych wartości często występuje w obronie Pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej, który stoi w centrum Olsztyna. Z wielką przychylnością opisuje każdą inicjatywę środowiska skupionego woków Grzymowicza i prof. Traby. W szczególności tę o nazwie Projekt dla Pokoju.
Zakłada ona zamienienie pomnika w żywą lekcję historii, tak żeby uwrażliwić kolejne pokolenia, ale nie poniżyć się do burzenia pomników. Nawet jeśli te są jednoznacznym symbolem hańby, zniewolenia i wrogiej dominacji.
Redaktor Kurs lubi(ł) też podskakiwać na demonstracjach KOD organizowanych pod hasłami obony Konstytucji i prześladowanych jego zdaniem sędziów, którzy nie uznawali decyzji parlamentu własnego kraju. Ten sam redaktor teraz zorganizował tworzenie list proskrypcyjnych działaczy i sympatyków PiS, którzy jego zdaniem powinni stracić pracę.
I jeśli ktoś ma skojarzenie z tworzeniem list polskiej inteligencji, których po donosach szmalcowników i ruskich agentów siepacze stalinowcy wywozili na Sybir, albo mordowali strzałem w tył głowy, to oczywiście jest to nieuprawnione skojarzenie. I redaktor Kurs na pewno w przypadku okupacji kraju (oby nigdy już do tego nie doszło) nie tworzyłby list proskrypcyjnych wrogów „dekoracji ludowej”.
Redaktor Kurs pisząc swoje artykuły, najwyraźniej zapomniał jednak, że nawoływanie do nienawiści, czy prześladowania kogokolwiek ze względu na jego poglądy jest w Polsce nie tylko zabronione, ale również karane. Niedawno, w publikowanym na łamach „Opinii” felietonie, przypomniał mu o tym prezes Fundacji im. Piotra Poleskiego Jerzy Szmit.
I choć pewne zmiany, po wymianie władzy w kraju (o ile ta faktycznie nastąpi) są oczywiste, to jednak nawoływanie wprost, tworząc listę nazwisk osób do zwolnienia z pracy i argumentując to np. tym, że ktoś pracował wcześniej dla prezydenckiego ministra, który zginął w katastrofie smoleńskiej, powinno mieć swój finał w sądzie.
Osobom z listy Kursa proponuję złożenie pozwu zbiorowego. Zarówno przeciw wydawcy Gazety Wyborczej, szefowi dotaku olsztyńskiego, wydawcy z danego dnia i Kursowi osobiście. W mojej ocenie szansa na wygraną graniczy z pewnością. Szczególnie jeśli dojdzie do zwolnień osób z listy.
A domagać można się nie tylko odszkodowania (może nawet całkiem solidnego, biorąc pod uwagę okoliczności), ale także publikacji przeprosin w różnych środkach przekazu. Oczywiście na koszt pozwanych. Sprawa jest na tyle bulwersująca, że nie należy z tym zbyt długo zwlekać. Wstępnie są już prawnicy zainteresowani poprowadzeniem takiej sprawy. Ciekawe co na to powie redaktor Kurs?
Marek Adam