Lokalna Gazeta Wyborcza uraczyła swoich czytelników poszukiwaniami kandydatów na prezydenta Olsztyna w nadchodzących wyborach samorządowych. Tak szukali, że znaleźli tylko płotki zamiast konkurentów wobec Grzymowicza.
Jedno trzeba przyznać. To odpowiedni czas, żeby zacząć rozglądać się za kandydatami, którzy położą kres nieudolnej i szkodliwym dla Olsztyna rządom Grzymowicza. Gazeta Wyborcza piórem redaktora Tomasz Kursa dokonała odkrycia, że na prezydencki fotel kandydować będzie Marian Możdżonek. Zapomniała dodać, że to prawdopodobny kandydat Konfederacji i przypisywanie mu układu z PiS jest jedynie redaktorską fantazją, która ma tyle wspólnego z rzeczywistością, co troska o obronność Polski z programem PO.
— Dla porządku dodajmy, że w przypadku Platformy Obywatelskiej mówi się głównie o wiceprezydent Ewie Kaliszuk i Robercie Szewczyku, przewodniczącym rady miejskiej — stwierdził Tomasz Kurs.
Tu warto zauważyć, że PO w Olsztynie rządzi nieprzerwanie od lat i pasie się w układzie z Grzymowiczem. No i jak nie patrzeć od lat, przez kolejne wybory samorządowe, wystawia płotki, a nie kandydatów na prezydenta Olsztyna. Muszą wystawić, to wystawiają, ale tak, żeby nie zagrozić Grzymowiczowi. Dodatkowo, biorąc pod uwagę, że olsztyński dodatek GW gra na Grzymowicza, jak tylko może, podawane w tej chwili nazwiska to klasyczne palenie nawet tych kandydatów na kandydatów.
W redaktorskiej analizie dziennikarza słynącego z wrogiego nastawienia do wszystkiego, co pochodzi z Prawa i Sprawiedliwości pojawiły się oczywiście dywagacje dotyczące ewentualnej kandydatury PiS. Redaktor Kurs raczył wymienić nazwisko Jarosława Babalskiego, wytykając mu przy tym karierę oficerską w Ludowym Wojsku Polskim. W rzeczywistości nic jeszcze nie wiadomo o tym, kogo wystawi PiS. Poprzednio “fałszywą flagę” zarówno wyborach prezydenckich, a potem formalnie w wyborach parlamentarnych uzyskał Michał Wypij. Trzeba mieć nadzieję, że tym razem Prawo i Sprawiedliwość naprawdę zawalczy o rządy w mieście. Tym bardziej że Olsztyn zasługuje na kogoś lepszego od Grzymowicza.
Tu jednak potrzebna jest konkretna wizja miasta i jego potrzeb, które będą realizowane przez kandydata bloku Zjednoczonej Prawicy. Nie wystarczy szyld przy nazwisku.
— Wśród nowych nazwisk jest też Marcin Kotowski. To pełnomocnik związkowców z ratusza, który ma podobno ambicje powalczyć o dobry wynik i chce uruchomić kampanię wymierzoną m.in. w obecne władze — napisał redaktor GW.
Tomasz Kurs najwyraźniej lubi chować swoją wiedzę przed czytelnikami. Przecież nie jest dla nikogo tajemnicą, że związkowcy z ratusza, którzy walczą o należne im podwyżki i wytykają Grzymowiczowi skalę tych, które sam otrzymał, są silnie związani z Lewicą. Podobnie jak organizatorzy protestów w Spółdzielni Mieszkaniowej “Jaroty”.
Trudno więc pogodzić tezę Kursa z wymienieniem przez niego wśród kolejnych twardych “niezależnych” kandydatów na prezydenta Olsztyna radnego Mirosława Arczaka, który jest silnie związany ze środowiskiem poseł Moniki Falej z Lewicy. Zwyczajnie albo jeden, albo drugi.
Strzelanie, jak z karabinu maszynowego nazwiskami ewentualnych kandydatów przez GW przypomina raczej mącenie wody…, żeby łatwiej mógł w niej łapać rybki Grzymowicz. A ten zapewne skorzysta ze zmiany prawa, które umożliwia mu dalsze ubieganie się o władzę nad Olsztynem i z bolesną miną, po zburzeniu pomnika ruskich żołnierzy ogłosi, że no zwyczajnie musi kandydować.
Redaktor Kurs prześlizgnął się jedynie nad kandydaturą Czesława Jerzego Małkowskiego. A obu tym nazwiskom (Grzymowicz i Małkowski) warto poświęcić przecież więcej uwagi. Warto wysilić się i spojrzeć na konsekwencje wyboru jednego lub drugiego.
I tak, co może czekać Olsztyn, jeżeli dalej będzie rządził Grzymowicz? W oczywisty sposób będzie to kontynuacja dotychczasowych rządów. Czyli PO schowane pod jego spódnicą, może kolejna linia tramwajowa, dalej rozkopany do granic możliwości Olsztyn.
Biorąc pod uwagę, że obecny prezydent nie zrobił nic, przez prawie dwie dekady, żeby przyciągnąć do Olsztyna przemysł, czy dużych przedsiębiorców, dalsze rządy Grzymowicza mogą zaowocować nie tylko stagnacją, ale także regresem w tej dziedzinie. Całkiem poważnie można sobie wyobrazić wyprowadzkę z Olsztyna fabryki Michelin.
Upadek miasta jest bardzo widoczny po ucieczce mieszkańców. Ubywa nas corocznie kilka tysięcy. Jeżeli dłużej porządzi Grzymowicz, Olsztyn prawdopodobnie stanie się miastem wielkości około 120 tysięcy mieszkańców. Dlaczego tylu? Bo na taką liczbę określa się tych, którzy z Olsztyna nie mogą uciec z różnych powodów. Pozostali z czasem zagłosują nogami.
A co, jeśli wygra Małkowski? To tylko pozornie trudne pytanie. Również będzie to, co do tej pory. Obaj zaczynali od tandemu Małkowski-Grzymowicz i obaj realizują interesy tych samych ludzi. Nie zmieni się więc nic, a zupełnie poważnie można rozpatrywać scenariusz, w którym Małkowski zaproponuje Grzymowiczowi funkcję wiceprezydenta. Nie tylko, żeby było “i śmieszno i straszno”, ale żeby historia zatoczyła swoje koło.
Patrząc na zbliżające się wybory samorządowe nie wolno zapomnieć, że zanim nastąpią, odbędą się wybory parlamentarne. Dzięki tej kolejności unikniemy lansu walczących faktycznie jedynie o miejsce na listach wyborczych do Sejmu, niby-kandydatów do najważniejszego fotela w ratuszu.
Najbliższe wybory samorządowe będą dla Olsztyna przełomowym momentem z wielu powodów. Wystarczy spojrzeć na szybki rozwój tzw. olsztyńskiego obwarzanka. Tu lokują się przedsiębiorcy i nowi mieszkańcy. Ułożenie relacji z 12 przyległymi gminami na nowych, lepszych zasadach niż do tej pory, to szansa na cofnięcie negatywnych trendów dla miasta.
Gazeta Wyborcza, ale także Debata, która lubi zajmować się personaliami zamiast programami, najwyraźniej chcą, żeby wybory nie były merytoryczną dyskusją o przyszłości Olsztyna. Redaktorów obu tytułów kręcą nazwiska, śledzenie, gdzie, kto dostał pracę i kto, komu ja załatwił, a nie poważna i merytoryczna dyskusja. A na tę właśnie teraz jest już najwyższy czas.
Marek Adam