W związku z doniesieniami o pobieraniu przez niektórych polskich polityków corocznych uposażeń od rządów obcych państw warto przypomnieć genezę tego często spotykanego kiedyś w XVIII-wiecznej Polsce procederu. Tzw. jurgielt to znana już w XVI w. forma opłacanego przez obce państwa lobbingu politycznego. Przybrał on tuż przed rozbiorami Polski postać zinstytucjonalizowanej korupcji ukierunkowanej przez rosyjskich ambasadorów na przedstawicieli wpływowych rodów magnackich w Polsce.
Jurgielt (od niemieckiego Jahrgeld – pensja roczna) był w istocie corocznym świadczeniem wypłacanym przez ambasadę rosyjską w Warszawie na polecenie carycy Katarzyna II zdrajcom w Polsce. Niemiecki źródłosłów pojęcia nie jest wcale mylący. Katarzyna II sama była przecież z pochodzenia Niemką, podobnie jak jej ówcześni ambasadorowie w Polsce.
Od przywołanego XVIII wieku minęły stulecia. Zmienił się świat, a wraz z nim „unowocześnił” się jurgielt. Współczesny jurgielt to stanowiska w międzynarodowych instytucjach. To często wysoko finansowane nagrody, stypendia, konferencje, granty, projekty, szkolenia, wykłady. To zaproszenia do udziału w przedsięwzięciach podnoszących wartość CV. To cytowanie przez zagraniczne media, będące w istocie premią za przynależność do światowego bądź europejskiego towarzystwa wzajemnej adoracji. Dotyczy to zarówno byłych prezydentów, ministrów spraw zagranicznych jak i pisarzy, malarzy, muzyków, aktorów.
W tym kontekście warto spojrzeć na doniesienia holenderskiego dziennika „NRC” o jurgielcie eurodeputowanego z PO Radosława Sikorskiego wypłacanym przez rząd Zjednoczonych Emiratów Arabskich w wysokości 100 tysięcy dolarów rocznie za doradztwo przy konferencji „Sir Bani Yas”. To wydarzenie, organizowane przez Emiraty od ponad 10 lat jest narzędziem dyplomatycznym do realizacji celów politycznych ZEA – kraju, który oparł się zachodnim naciskom i nie nałożył sankcji na Moskwę po 24 lutego ubiegłego roku oraz kontynuuje handel z Rosją, zapewniając schronienie dla bogatych Rosjan i ich kapitału.
Keram