Wybory na urząd Prezydenta RP są najważniejsze nie tylko ze względu na ciągłość władzy, czy umożliwienie Zjednoczonej Prawicy doprowadzenia do końca rozpoczętych reform, z których część już się udała. Walka toczy się nie o to, jaka będzie przyszłość Polski, ale czy Polska będzie w ogóle.
To, co dzieje się wokół kampanii wyborczej i samych wyborów prezydenckich zdumiewa niejednego Europejczyka. Bo też i dzieją się rzeczy nie do pomyślenia – opozycja łasa na sondaże, jeszcze niedawno nawoływała do bojkotu demokratycznych wyborów prezydenckich, a jeden z jej liderów Tomasz Grodzki, Marszałek Senatu zapowiadał, że gdyby wybory nie odbyły się, bądź nie zostały uznane za ważne, wówczas to on – nikt inny! – objąłby fotel prezydencki. Czy rzeczywiście? Konstytucja przewiduje, że funkcję prezydenta przejmuje Marszałek Senatu wyłącznie wtedy, kiedy Marszałek Sejmu nie może – bo jest nieosiągalny, ponieważ zmarł, lub uciekł z kraju. Nie chcę nawet wyobrażać sobie, co kazało Tomaszowi Grodzkiemu z taką pewnością mówić o tym, że to on a nie Elżbieta Witek, Marszałek Sejmu, przejmie stery Polski.
Zjednoczona i totalna opozycja podmieniła kandydata w trakcie trwania kampanii wyborczej. Dzisiaj o fotel prezydencki stara się Rafał Trzaskowski, prezydent Stolicy, który obiecuje, że skoro tylko dojdzie do władzy cofnie wszystkie reformy PiS.
– Będę wypalał żelazem wszystko, co zrobił PiS – deklaruje z otwartą przyłbicą. I nie precyzuje swoich planów rozdzielając reformy sądownictwa, czy wojska od reformy emerytalnej, czy socjalnego wsparcia państwa dla Polaków, wszystkich bez wyjątku, a nie tylko najmniej zamożnych. I dalej: – Porażka Dudy to koniec władzy PiS.
A jego najpoważniejsi kontrkandydaci (nie licząc obecnego prezydenta), czyli Hołownia i Kosiniak-Kamysz to po prostu koledzy stojącej po tej samej stronie barykady.
Oni również chcą sprzątać po PiS. Szymon Hołownia, gwiazda TVN-u (Mam Talent!, Mamy Cię!), Władysław Kosiniak-Kamysz, Krzysztof Bosak, czy po części olsztyniak (naprawdę zdarza mu się tak mówić – bo przecież studiował w Olsztynie) Robert Biedroń. Wszyscy oni zapowiadają ustawienie się w opozycji do większości parlamentarnej deklarując jawną obstrukcję wszystkich ustaw, jakie pojawią się w Pałacu Prezydenckim. I choć chcą tym podkreślać swoją niezależność, warto spojrzeć jakie intencje stoją za nimi i dokąd poprowadzą Polskę takie działania.
„Dom nie może być szczęśliwy, gdy jego gospodarze żyją w niezgodzie” przestrzegał Marek Tulliusz Cyceron tuż przed narodzeniem Chrystusa, w wygłoszonych w Senacie i przed ludem rzymskim „Mowach przeciwko Katylinie” – czym zyskał sobie nieśmiertelność nie tylko ze względu na swój wyjątkowo talent oratorski, ale przede wszystkim dlatego, że potrafił się wyróżnić spośród urzędników i przedstawicieli ludu rzymskiego zasiadających w Senacie Wiecznego Miasta szczególną troską o dobro Republiki i dobro obyczajów. Bo trzeba Wam wiedzieć, czytelnicy, że czasy Cycerona to czasy upadku obyczajów i upadku samej Republiki, czasy w których zdrada i fałsz przy milczącej zgodzie większości – choć w żadnym razie przy jej poparciu – stawały się normą.
Andrzej Duda – praca, nie kłótnie
Czy Polska – nasz dom – będzie szczęśliwa, jeżeli jej gospodarze będą żyć w niezgodzie? Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna. Zresztą i my, Polacy pamiętamy z historii naszej ojczyzny momenty, w których gospodarze żyli w niezgodzie. Niedługo trwało, zanim niezgoda skończyła się rozbiorami, a później – kolejna (jakże nie lubił skłóconych polityków marszałek Józef Piłsudski!) – osłabieniem Polski skutkującym miażdżącą klęską w walkach z Niemcami i Sowiecką Rosją w 1939 roku. Dopiero powstanie Polskiego Państwa Podziemnego, gdzie wszyscy zwaśnieni do tej pory politycy siedli przy jednym stole, z jednym marzeniem wypisanym na wizytówkach (a było nim odzyskanie Polski) pozwoliło naszej ojczyźnie przetrwać najgorsze chwile. Pozwoliło nam uniknąć losów Ukrainy, Litwy, Łotwy, czy Estonii które na niemal cały XX wiek stały się republikami radzieckimi.
Kontrkandydaci obecnego prezydenta proponują w swoich kampaniach wyborczych radykalną zmianę paradygmatu naszych fundamentów istnienia. Ochoczo przywołują obcych nam kulturowo mieszkańców Afryki Północnej i krajów arabskich, deklarując, że Polska zmieni się dla nich tak, aby było im łatwiej żyć nad Wisłą, i żeby „ta część Unii Europejskiej stała się ich nowym domem i nową ojczyzną”. Pełna zgoda – pomagajmy potrzebującym!
Pomagajmy imigrantom, ale dopóki odbywa się to w naszym domu, niech ta pomoc istnieje według naszych zasad, niech to oni przystosują się i przyjmą nasze obyczaje, zanim ktokolwiek powie im, że mogą tu zostać i zakładać rodziny.
Tu winniśmy sięgnąć do mądrych słów brytyjskich strażników więziennych, którzy każdorazowo mając pod opieką niedoszłego terrorystę z ISIS pytają go, czy chce mieszkać w kraju fundamentalizmu religijnego, którego prawo oparte jest na szariacie. Jeżeli odpowiedź więźnia jest twierdząca, to słyszy, żeby wracał do kraju, z którego przyjechał – z prawem opartym na szariacie właśnie. Za słowami idą dokumenty przygotowujące go do wydalenia ze Zjednoczonego Królestwa, bez prawa powrotu.
Kandydaci na prezydentów proponują coś znacznie trudniejszego – przyznania, że dewiacje seksualne są normą, a nawet przyznania, że są normą większą, niż świat, w którym zostaliśmy wychowani.
To najgorzej pojęta i niczym nieograniczona wolność, która w końcu staje się przekleństwem.
„Krańcowa wolność prowadzi narody i jednostki do skrajnego niewolnictwa” tłumaczył Rzymianom Cyceron w jednej z mów, po których Lucjusz Sergiusz Katylina – rzymski pretor, hazardzista, utracjusz i zamachowiec, który przegrawszy walkę o konsulat próbował zdobyć urząd siłą – musiał uciekać z Rzymu.
Nie potrzeba nam prezydentów, którzy na piedestał wyniosą ludzi przedstawiających się nie swoją wiedzą, umiejętnościami, mądrością a wyłącznie upodobaniami seksualnymi. Nie ma bowiem znaczenia, czy ktoś jest homo- czy heteroseksualny, dopóki w towarzystwie nie powie, że jest pederastą i lubi jakąś szczególną formę seksu analnego. Doprawdy kogo to obchodzi? Nawiasem mówiąc to stąd niechęć społeczeństwa do mniejszości seksualnych –właśnie dlatego, że narzucają nam interesowanie się czymś, co tak naprawdę poza domową alkową jest zupełnie pozbawione znaczenia. Szczególnie w życiu publicznym.
Tym razem w wyborach prezydenckich nie będziemy głosować za tym, czy innym kandydatem, ale za fundamentalną zmianą naszych norm i przyszłością jaką zostawimy naszym dzieciom. Nie wolno nam ustąpić, bo za pięć lat być może nie będziemy nawet mieli swojego kraju – tak jak go dzisiaj postrzegamy.
Personalia… nawet, jeżeli odłożymy je na bok, dajmy dojść do głosu Cyceronowi. Tym razem po raz ostatni:
Najtrudniej o przyjaźń wśród tych, którzy ubiegają się o zaszczyty w służbie państwowej. Gdzie bowiem znajdziesz takiego, który godność przyjaciela przeniósłby ponad swoją?
Na pytanie do którego kandydata pasuje ten cytat, drodzy czytelnicy odpowiedzcie sobie sami…
Paweł Pietkun