Niespełna dwa miesiące minęły od objęcia urzędu przez Donalda Trumpa. Ilość idiotyzmów wypowiedzianych na temat jego działań w tym okresie, zarówno w przestrzeni międzynarodowej jak – czego silniej doświadczamy – w wymiarze krajowym, jest wprost porażająca. Różnej maści „eksperci” w rodzaju Majmurków czy Bartosiaków, wspierani przez nie nadążającymi za istotą spraw „dziennikarzy”, suflują na wyścigi opowiastki nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, a będące wyrazem furii, a wręcz nienawiści z jednej strony do Trumpa personalnie, a z drugiej strony do USA pod jego przewodnictwem. Nauczony przez niemal pół wieku obserwowania tego typu manipulacji, mogę powiedzieć ze smutkiem – nic nowego. I w tych wszystkich jazgotach zawsze widać działanie osławionej „długiej dźwigni”. Jak sięgnąć pamięcią, zawsze najbardziej zainteresowani tego typu przekazami, byli dyrygenci z Berlina i Moskwy. Teraz doszedł Pekin. Naprawdę – nic nowego.
Dla każdego kto zechce nie ulegać suflowanym w takim strumieniu dezinformacji emocjom (bo faktów tam nie ma żadnych), weryfikacja różnych bredni jest zupełnie prosta. Zwykle już po kilku godzinach, czasem po 2 – 3 dniach zwykłe kłamstwa i manipulacje same się demaskują. Ale mało kto to zauważa, bowiem w tzw. międzyczasie następuje kolejna seria manipulacji. Tak się tworzy „atmosferę” i „przekonanie”, utwierdzane na gorąco robionymi „sondażami”. po czym w stworzonej „rzeczywistości” mogą sobie hasać ludzie pokroju Tuska, którzy nagle przeistaczają się z kolaborantów Putina, w jego „odwiecznych” przeciwników.
Nasza uwaga koncentrowała się w minionych dwóch miesiącach na sprawie Ukrainy. Całkowicie z pola widzenia zeszło szereg innych ruchów administracji Trumpa, które w sumie składają się na szerszy obraz działań. Ich podstawowym celem było szybkie odbudowanie pozycji Stanów Zjednoczonych, poprzez przejęcie inicjatywy w szeregu kluczowych obszarach konfrontacji – głównie z Chinami i z Rosją, oraz ich aliantami. Jednak – co najważniejsze dla tej oceny – rozgrywka z Chinami ma charakter pierwszoplanowy, natomiast z Rosją ma ona drugoplanowe znaczenie. Rosja nie jest dziś dla USA samodzielnie strategicznym wyzwaniem, bowiem nie dysponuje – poza potencjałem nuklearnym – żadnymi istotnymi walorami, które dałyby jej jakąkolwiek samodzielną pozycję. W ostatnich latach Rosja stała się sui generis maczetą w rękach Chińczyków. To Rosjanie załatwiali prawie wszystkie brudne tematy leżące w interesie Pekinu. A spadające w związku z tym na Moskwę sankcje, coraz silniej uzależniały gospodarkę Rosji od Chin. Po ataku na Ukrainę, Rosja popadła w praktyce w stan wasalnej zależności od Chin, które dzięki temu niemal za darmo mogły w swoich planach konfrontacji z Ameryką, zapisywać solidny potencjał militarny Moskwy po swojej stronie.
Administracja Bidena choć miała świadomość tej sytuacji, nie potrafiła w żaden sposób na to zareagować. Próba restytuowania polityki prowadzonej przez Obamę (zresztą skrajnie nieskutecznej), zepchnęła USA – po wizerunkowej klęsce w Afganistanie – do całkowitej defensywy.
To postanowił od pierwszych dni swojej prezydentury (a właściwie już od grudnia 2024 roku) zmienić Trump i jego ekipa. Trzeba przyznać, że rozmach podjętych działań zepchnął do głębokiej defensywy nie tylko przeciwników Ameryki, ale również jej i pozornych i prawdziwych aliantów.
Wymieńmy kilka obszarów tej ofensywy:
– doprowadzenie do zawieszenia broni w strefie Gazy
– doprowadzenie do przełomu w Syrii, skutkujące praktycznym usunięciem z tego kraju wpływów Moskwy po prawie 60 latach,
– doprowadzenie do praktycznej kapitulacji promoskiewskiej frakcji Kurdów w Turcji i zakończenie trwającej kilkadziesiąt lat faktycznej wojny domowej w tym kraju,
– podjęcie strategicznej współpracy wojskowej z Algierią, skutkujące praktycznym wyparciem z tego kraju wpływów Moskwy, a w dalszej perspektywie otwierające perspektywy wyeliminowania wpływów Rosji z Afryki zachodniej,
– skuteczne uderzenie w irański handel ropą, skutkujące narastającym lawinowo kryzysem finansowym Teheranu i radykalnym osłabieniem jego zdolności do dalszego finansowania programu atomowego,
– uderzenie w proirańskie siły w Jemenie, skutkujące radykalnym przełomem w relacjach z Arabią Saudyjską i krajami Zatoki – ma to kluczowe znaczenie dla dalszej polityki zmniejszania wpływów Rosji i Iranu (oraz Wenezueli) ze sprzedaży ropy i gazu,
– intensywne działania skierowane do Kazachstanu i Uzbekistanu (wraz z Turcją, zadowoloną z zakończenia powstania Kurdów i opanowaniem sytuacji w Syrii) – mają one otworzyć perspektywę radykalnego osłabienia wpływów Moskwy i Pekinu na terenie Azji Centralnej (plus Turkmenistan i Kirgistan),
– zdecydowane działania sojusznicze wokół Tajwanu i Korei Południowej, skutkujące osłabieniem wojowniczości KRL-D i Pekinu w Azji Wschodniej.
To wielowymiarowe uderzenie odczuła przede wszystkim Moskwa. Działania administracji Trumpa zaowocowały spadkiem cen ropy poniżej 70 dolarów z tendencją dalszych spadków (wskutek głównie porozumienia z krajami Zatoki), a sankcje bankowe skutecznie odcięły Rosję przede wszystkim od wpływów ze sprzedaży gazu i ropy do Europy Zachodniej (ponad 80% gazu kupowanego przez Europę Zachodnią to ciągle gaz rosyjski, teraz dostarczany jako LNG głównie przez Francję). To radykalne, realne i szybkie osłabienie Moskwy, spowodowały opisane klęski w Syrii, Turcji i Algierii, i pchają ją do zakończenia wojny z Ukrainą.
Warto tu jeszcze dodać trzy dodatkowe fakty:
– udany lot załogowy rakiety E. Muska dowożący astronautów na stałą bazę kosmiczną oznacza, że Amerykanie w końcu odzyskali radykalną przewagę w tym obszarze, a to pozwoli im na stopniowe przejmowanie inicjatywy w kosmicznych konfrontacjach,
– otwarte postawienie sprawy Grenlandii ma kluczowe znaczenie w trwającej brutalnej rywalizacji z Rosją i Chinami o kontrolę rejonu Arktyki,
– uruchomione inwestycje amerykańskie w rozwój AI (wielokrotnie wyższe niż łączne nakłady Chin i Europy) oraz półprzewodników (w porozumieniu z Tajwanem), oznaczają również przejęcie inicjatywy w tej przestrzeni.
Już tylko to co pokazałem – ale przecież nie jest to całość działań amerykańskich – dowodzi, iż trwająca od kilku lat konfrontacja nazywana jako III wojna światowa, weszła właśnie nową fazę. Fazę, w której strategiczna inicjatywa przeszła w ręce Amerykanów. Chiny zostały całkowicie zaskoczone radykalnym amerykańskim przyspieszeniem i nie znalazły jak dotąd żadnej odpowiedzi. Rosja stanęła w obliczu egzystencjalnego wyboru – albo dotychczasowa linia, skutkująca stopniowym wyrugowaniem jej wpływów z tradycyjnych obszarów jej oddziaływania, a nawet z tzw. bliskiej zagranicy, z jednoczesnym pogrążaniem się w zależności od Chin, albo podjęcie amerykańskiej oferty jej neutralizacji w konfrontacji z Chinami, w zamian za szansę na przetrwanie. W tej rozgrywce „Europa” jest nie tylko statystą, ale wręcz obszczekującym się ratlerkiem, dla którego nie ma miejsca w „wielkiej grze”.
W tym kontekście dopiero widać, jak marginalne w swej istocie jest znaczenie konfliktu na Ukrainie. Wykonując kilka ruchów, być może brutalnych, Amerykanie uświadomili wszystkim zaangażowanym w tę konfrontację stronom, że to oni są czynnikiem decydującym w rozgrywce wokół tej sprawy. I rozegrają ja na swoich warunkach i w swoim interesie.
CDN.
Prof. Grzegorz Górski