Gdy trzeba było odwrócić uwagę społeczeństwa od istotnych problemów gospodarczych, czy zawirowań wewnątrz partii, wymyślano przystawki o rzekomo odmiennej linii politycznej. Przyciągały naiwnych wyborców krytycznych wobec PO. Tak powołano w czerwcu 2011 roku „Ruch Palikota” – harcownika na obrzeżach Platformy. Wtedy wyprzedawano polski majątek, zawierano niekorzystne umowy na gaz z Rosją (wicepremier Pawlak) a Polacy z niedowierzaniem przyjmowali wyjaśnienia komisji Jerzego Millera ds. Tragedii Smoleńskiej. Tak było również w przypadku Nowoczesnej Ryszarda Petru, powołanej w kwietniu 2015 roku, gdy notowania Platformy leciały na „łeb na szyję”. A potem PO bez zażenowania „połykała” je. Jak będzie w przypadku „Ruchu Trzaskowskiego”, rzekomo oddolnego?
Ruch społeczny, jest formą zbiorowego, spontanicznego działania grupy społecznej, często zmierzającego do wywołania zmiany społecznej. Powstanie takiego ruchu zadeklarował Trzaskowski, b. poseł do Parlamentu Europejskiego, b. poseł na Sejm RP, b. minister administracji i cyfryzacji, b. sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, obecny wiceprzewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, wysoki funkcjonariusz PO i wreszcie prezydent Warszawy. Ma też, chociaż z kwaśną miną, poparcie Borysa Budki. Zgrzyta tu już od samego początku. Taki „dół” z „góry”. Jak przyznają nawet w Platformie, „inicjatywa prezydenta Warszawy kadrowo i organizacyjnie ściśle związana byłaby z Platformą”.
Oczywiście, jak coś w Platformie dla zmylenia nazywającej się Obywatelską wymyślą, to ma być zawsze „nowe”. „Nie ma już Tuska [bo krytycznie odnosi się do obecnego kierownictwa PO] w polskiej polityce” (o Jarosławie Kaczyńskim nie wspominając) – ogłosił buńczucznie Trzaskowski i zabrał się za projekt pod nazwą „Nowa Solidarność”. Nazwę „Solidarność” przywłaszczył. Członków Platformy nie stać na co innego. Cel jest górnolotny: „podtrzymanie determinacji, wiary i tej niebywałej energii”. Oczywiście „jego ruch nie będzie ani partyjny, ani wyborczy, ani nawet polityczny. Ma być obywatelski, społeczny”. I jeszcze: „ma być potęga, ruch obywatelski, który pozwoli opozycji wygrywać wybory”. Ma się rozumieć, stworzony po to, „by tworzyć podstawy do ochrony społeczeństwa obywatelskiego i wszystkich niezależnych instytucji”. Oczywiście przed „kaczystowskim reżimem”.
„Ochronę” jakiego „społeczeństwa obywatelskiego” ma na myśli prezydent Warszawy? Podczas kampanii wyborczej koniunkturalnie o nim milczał. Przewodniczący partii Borys Budka oświadczył niedawno, że po wakacjach Platforma zaprezentuje „nowy” program. Znowu „nowy”!? Jak „Uzdrowić Polskę” (hasło Forum Programowego Koalicji Obywatelskiej w lipcu 2019 roku) podpowiedział lider PO Grzegorz Schetyna: „Związki partnerskie, najwyższy czas je wprowadzić”. I to jest ten jedyny wyrazisty program POKO. Szczegóły Trzaskowski zawarł w „karcie LGBT+”: hostel LGBT, edukacja seksualna w każdej szkole, centrum kulturowe LGBT, latarnicy do pomocy uczniom LGBT, patronat „paradzie równości”. O udzieleniu „ślubu” parze homoseksualnej marzy od początku urzędowania w stołecznym ratuszu. Do tego otacza się współpracownikami w rodzaju Pawła Rabieja, który otwarcie proponuje etapowanie: „wprowadźmy związki partnerski, potem równość małżeńską, a następnie adopcja dzieci”.
By w Warszawie było wesoło Trzaskowski planuje „Inwazję klaunów” za 300 tys. zł, której wykonawcą ma być „Fundacja Zakochana Warszawa”. Była już betonowa „strefa relaksu za 920 tys. zł., plaża za 100 tys. zł. Wszystko dla śmiechu, przede wszystkim dla „Śmiszków”. Należy oczekiwać że 03.10. 2020 Trzaskowski będzie szedł na czele „parady klaunów”.
Zaiste, zakrawa to na cyrk z gagami i nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Bo nagle: „trzask” – pękła rura. I smród Trzaskowskiego, chyba że załatwia się poza Warszawą, wylewa się do Wisły. „Człowiek-awaria” nie w ciemię bity zaraz znalazł przyczynę – atak terrorystyczny na rurę. Jednak skruszony niezadługo potem zwrócił się z prośbą o pomoc do „nielubianego rządu”. A tak bardzo chciał się szarogęsić, tfu, samorządzić w oderwaniu od władzy centralnej. Prezydent Dulkiewiczowa sekunduje mu w jego poczynaniach. Widocznie lubi takie „perfumy”.
I zamiast „Nowej Solidarności” mamy stary kryzys ściekowy. „Nowość” odsunęła się w nieokreśloną przyszłość. Coś mi się wydaje, że do tej „nowości” też zabiera się tak jak do naprawienia drzwi za pomocą taśmy samoprzylepnej. Żeby tylko tak samo nie naprawiał znowu rury ściekowej.
A poza tym „szubienice” należy zburzyć!
Antoni Górski