Pozorne ruchy Donalda Tuska – polegające przede wszystkim na deklaracjach, rzadziej na faktycznych decyzjach, to skrupulatnie tworzona zasłona dymna dla jak najbardziej realnych czynności wymierzonych w polską gospodarkę.
Na razie są to sprawa notorycznego już łamania przez obecny rząd praw człowieka, kwestie mniej lub bardziej oficjalnych rozliczeń lidera niegdysiejszej totalnej opozycji – dzisiaj z tej nazwy pasuje już tylko słowo „totalna” – z tymi, którzy pomogli Platformie Obywatelskiej organizować „ulicę i zagranicę”, prowadzili kampanię wyborczą kandydatów PO i dla dobra partii poświęcili swoje dobre imię. Najlepsze do tego są oczywiście media publiczne – a z nich, co naturalne, telewizja. To mechanizm, o którym uczą w szkołach ekonomicznych,
Choć przez moment wydawało się, że deklaracja Donalda Tuska o wpisaniu telewizji TVN i Polsat na listę spółek strategicznych dla polskiego bezpieczeństwa narodowego, jest krzykiem rozpaczy po zalaniu internetu informacjami o rychłym przejęciu telewizji z ul. Wiertniczej w Warszawie przez węgierski fundusz, który już ma gotowego prezesa (miałby nim zostać Daniel Obajtek, były szef Orlenu), tak naprawdę nie chodzi tu o zablokowanie sprzedaży TVN przez jej obecnego właściciela, koncern Warner Bros Discovery. To, bez względu na tworzenie faktycznych i pozornych list przez obecny rząd, jest poza możliwościami Donalda Tuska, z czego zdaje on sobie doskonale sprawę – choć głośne deklaracje miały ukryć przed większością Polaków między innymi tę właśnie prawdę. Zanim pokażemy, co kryje się za zasłoną w postaci kolejnej wywołanej przez Tuska awantury medialnej, spójrzmy na stan prawny TVN i decyzję jego właściciela, jednego z największych na świecie koncernów medialnych z siedzibą w sercu nowojorskiego Manhattanu, w którym nazwisko Tusk nie znaczy absolutnie nic i niewiele wskazuje na to, żeby miało się tu cokolwiek zmienić.
Zamach na cudzą własność
W połowie grudnia koncern Warner Bros Discovery zdecydował o diametralnej zmianie swojego modelu biznesowego. Wynika ona z konieczności, o czym głośno mówili najwięksi akcjonariusze WBD, ale także sam zarząd, w którego gestii znajdują się nie tylko mające znaczenie dla świata informacji i polityki międzynarodowej kanały jak TNT, czy CNN, ale również te sportowe i rozrywkowe od Eurosportu po Cartoon Networks, HBO czy Animal Planet. To koncern telewizyjny, który może – i nie raz skutecznie to czynił – wpływać na politykę państw, a nawet grup państw, prowadząc taką politykę informacyjną, która wzmacniała jednych, a osłabiała drugich, najczęściej strony wrogie gospodarce USA. W koszyku kanałów i telewizji ma swoje niewielkie miejsce również stacja TVN, chyba jedyna w tak oczywisty sposób nieobiektywna i nastawiona na popieranie jednej linii politycznej i konkretnej grupy polityków, których pochód otwiera nazwisko Donalda Tuska.
WBD to także właściciel rosnącej w siłę platform streamingowych Player i Max oraz nie mniej popularnej Discovery+, a także dominujących w światowej kinematografii wytwórni filmowych od Warner Bros i Paramount zaczynają, a na New Line Cinema i Cartoon Network Studios kończąc. Koncern odpowiada za pokaźną część światowej produkcji kinowej – i, co nie raz deklarowali w amerykańskich mediach, właściciele WBD podczas ceremonii Oskarowych – przynajmniej jedna trzecia nagród trafia właśnie do marek i artystów związanych z Warner Bros Discovery.
Na liście aktywów koncernu, telewizja TVN to niewielka z perspektywy globalnej spółka, odpowiadająca wyłącznie za lokalną produkcję emitowaną w jednym z europejskich krajów, przy wciąż nie najwyższej oglądalności. Z perspektywy księgowej należy do aktywów, które w przypadku kłopotów koncernu, lub decyzji o radykalnej zmianie modelu biznesowego, jest przeznaczone na sprzedaż w pierwszej kolejności. Po prostu nie generuje zysków, które mogłyby mieć strategiczne znaczenie dla koncernu. Nie jest również forpocztą na rynku, w którym z każdym rokiem – podobny trend jest w wielu krajach świata – zainteresowanie tradycyjną telewizją maleje.
Po dość długich obradach właścicielskich, WBD postanowił podzielić firmę na swa działy operacyjne. W pierwszym z nich znajdą się studia i platformy streamingowe, w drugim – stacje telewizyjne, między innymi polski TVN. Przy czym w drugim dziale Warner Bros Discovery może się pozbywać aktywów – to w związku z globalnymi zmianami na rynku mediów i odchodzenie telewidzów od tradycyjnych i kablowych telewizji na rzecz programów emitowanych w internecie, przede wszystkim w tzw. streamingu.
Amerykanie studzą Tuska
Warner Bros Discovery podał również kalendarz tych zmian – wiadomo, że zaczną one obowiązywać w połowie 2025 roku, co zdaniem analityków z Wall Street uważnie obserwujących decyzje podejmowane w siedzibie głównej WBD na nowojorskim Manhattanie, oznacza że przyszły rok może dla globalnej branży medialnej oznaczać znaczący wzrost liczby fuzji i przejęć, przede wszystkim na rynku amerykańskim, bo nawisu niewielkich zagranicznych aktywów WBD raczej będzie się pozbywał.
Dzień przed ogłoszeniem decyzji zarządu i Rady Nadzorczej medialnego giganta Donald Tusk informował, że TVN i Polsat „zostaną umieszczone w wykazie firm strategicznych, które podlegają ochronie np. przed agresywnym i niebezpiecznym z punktu widzenia interesów państwa polskiego przejęciem”. Zgodnie z przepisami organy kontroli będą prowadzić postępowania administracyjne wobec podmiotów z wykazu oraz inwestorów, a dotyczą mają one „nabycia istotnego uczestnictwa lub nabycia dominacji nad podmiotami podlegającymi ochronie”. Efektem takich postępowań będą – zgodnie z deklaracjami rządu – decyzje administracyjne o sprzeciwie lub braku sprzeciwu.
Amerykanie na doniesienia z Polski zareagowali dość chłodno. Owszem, rozumieją niepokój Tuska, ale… nie do końca są pewni jego intencji.
„W świecie, w którym zagraniczna manipulacja informacjami i złośliwe działania naszych przeciwników są coraz bardziej wyrafinowane, konieczne jest zapewnienie, by media pozostały wolne od wrogiej ingerencji. Wymaga to ciągłej czujności ze strony rządów, społeczeństwa obywatelskiego i podmiotów sektora prywatnego” – informował Departamentu Stanu USA na pytania zadane przez Polską Agencję Prasową. – „Ważne jest, aby działania polskiego rządu koncentrowały się na zwalczaniu wrogich działań zagranicznych przeciwników. Tego środka nie można nadużywać do celów polityki krajowej”.
Polskę i Stany Zjednoczone wiążą umowy gospodarcze, które dają amerykańskim koncernom wolność w podejmowaniu decyzji dotyczących własnych aktywów na całym świecie – również na nadwiślańskim rynku. Wolność ta może być regulowana wyłącznie troską o zapobieganie zbędnej monopolizacji polskiego rynku. Tym jednak zajmuje się specjalnie powołany organ nadzorczy – to Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który z pewnością zadba o to, żeby zmiany właścicielskie nie pozwoliły na utworzenie zbyt silnego podmiotu posiadającego większość rynku medialnego nad Wisłą. Z perspektywy Tuska to spory problem, bo węgierskie fundusze na rynku mediów są u nas raczej skromnie reprezentowane, a zapowiedź kupienia jednej telewizji od amerykańskiego podmiotu, sytuacji na tym rynku nie zmieni nawet o cal. UOKiK nie zablokuje więc transakcji, która do dnia złożenia głośnej deklaracji była niczym więcej, niż medialnym doniesieniem.
Stworzenie nowego prawa i dość dziwnej – z perspektywy wielkiego biznesu – listy prywatnych spółek strategicznych z branży showbiznesu, dla Amerykanów może za to oznaczać złamanie warunków wiążących Polskę z USA umów. Na taki ruch nie pozwolił i nie pozwoli sobie w Europie nikt – nawet w perspektywie wprowadzania nowych, wyższych ceł na europejskie produkty i usługi zapowiedzianych przez Donalda Trumpa i jego administrację. Próba zablokowania transakcji w oparciu o złamanie umowy w najlepszym wypadku skończy się procesem przed trybunałem Światowej Organizacji Handlu, po której Polacy będą mogli zapomnieć o handlu z USA, ale również o ruchu bezwizowym, bo warunkiem sine qua non tego ostatniego była właśnie wolność gospodarcza – wolność tak, jak pojmują ją Amerykanie, nie Donald Tusk.
Telewizyjne przepływy pieniężne
Skoro już wiemy co i po co powiedział Tusk po jednym z posiedzeń rządów, pora spojrzeć na pieniądze które przez TVP przepływają. Sama telewizja publiczna formalnie dostaje od nowego rządu znacznie mniej, niż było to za rządów PiS. Portal Wirtualne Media informował, że do sierpnia tego roku łączna dotychczasowa kwota przekazana TVP to 1,06 mld zł. Do tego dochodzą odblokowane pieniądze z abonamentu i nadwyżek abonamentu w kwotach odpowiednio 23,56 mln złotych i 11,35 mln złotych. I choć to wciąż mniej, niż obiecywał rząd Donalda Tuska – miało to być niemal 3 mld złotych – kwota ta znacznie przekracza zapowiadane w kampanii wyborczej oszczędności na publicznych mediach.
Dzisiaj nikt już nie ma wątpliwości, że bez względu na rolę jaką TVP pełniła do końca 2023 roku, dzisiaj telewizja publiczna jest bezspornie tubą propagandową Koalicji 13 Grudnia i promocją wszystkiego, co dość czego wprowadzenia dość wulgarnie domagali się przed rokiem i dawniej wyznawcy Donalda Tuska. Tubą, trzeba zauważyć, nie narzekającą na brak finansowania, bo choć oficjalny strumień pieniędzy płynących do mediów publicznych jest mniejszy, niż w ubiegłych latach, macherzy od kreatywnej księgowości znaleźli prosty sposób, aby te pieniądze uzupełniać. To kwestia wykupowania przez rząd, zwłaszcza poszczególne ministerstwa tzw. kampanii społecznych, wszystko jedno czego dotyczących oraz nie mających większego sensu kampanii informacyjnych za które płacą spółki Skarbu Państwa. Przykładem tej ostatniej może być reklama PGE S.A.
Z reklamy robionej dla odbiorców na intelektualnym poziomie wczesnych nastolatków dowiadujemy się, że Polska Grupa Energetyczna robi prąd i produkuje ciepło, dzięki czemu jeżdżą pociągi a w domach mamy ciepłą wodę. To nawet nie jest duży skrót systemów energetycznych funkcjonujących nad Wisłą. To zupełnie niepotrzebny zapychacz, który posłużył wyłącznie do transferu pieniędzy do TVP z pominięciem budżetu centralnego. Takich perełek jest więcej…
Jednak to, co szczególnie uderza to głośno odczytywane co jakiś czas przed programami informacyjnymi przeprosiny i sprostowania. Wszystkie one są efektem pozwów złożonych przeciwko TVP jeszcze przed siłowym przejęciem telewizji przez koalicję 13 grudnia.
Większość z nich jest efektem ugód sądowych lub przyznania roszczeń pozywających TVP polityków i celebrytów.
W normalnych warunkach, czyli w państwie prawa, taki wysyp uznanych roszczeń skończyłby się śledztwem wydziału przestępczości gospodarczej prokuratury, bo trudno jest nie uznać, że publiczny nadawca rezygnuje z prawa do obrony i nie tylko przyznaje się do błędów, ale przede wszystkim płaci wymagane odszkodowania i roszczenia. To oczywista forma legalizacji pieniędzy, które trafiają do rzekomo poszkodowanych polityków i celebrytów, bez żadnej kontroli zewnętrznej. I bezspornie forma zapłaty za wsparcie, którego udzielali Tuskowi podczas licznych protestów przeciwko demokratycznym rządom.
Polska pod kontrolą
Deklaracja o wymierzonym w wolność gospodarczą wpisaniu prywatnych spółek na listę przedsiębiorstw strategicznych i uzależnieniu woli właścicieli tych firm od zgody lub jej braku administracji publicznej to także zasłona dymna dla kolejnych działań rządu sprowadzających się do łamania praw człowieka. Po raz kolejny ministrowie na celownik wzięli posła Marcina Romanowskiego, byłego wiceministra sprawiedliwości domagając się i uzyskując przez sądem nakaz aresztowania go w związku z trwającym od kilkunastu miesięcy śledztwem.
Nie chodzi tu wcale o zbieranie dowodów przeciwko Romanowskiemu – śledczy mieli aż nadto czasu, żeby to zrobić. Tym razem chodzi o zapakowanie politycznego przeciwnika do więzienia w taki sposób, żeby spędził on za kratami święta i Nowy Rok. To jawne łamanie praw człowieka, bo Reguły Nelsona Mandeli, regulujące zasady zatrzymań i warunki pozbawiania wolności kogokolwiek, które rząd Tuska łamał już wobec Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego, oraz wobec ks. Michała Olszewskiego (którego również sponiewierano i w momencie aresztowania, i – jeśli wierzyć kapłanowi – także w więzieniu) w tym przypadku także zostały przez rząd podeptane.
Nawiasem mówiąc z posłem Romanowskim koalicji znowu nie wyszło – do niedawna objęty immunitetem, dzisiaj Marcin Romanowski dostaje azyl polityczny od rządu węgierskiego. To sprawia, że europejski nakaz aresztowania totalna prokuratura może wyrzucić do śmieci, Polska zaś znajdzie się na celowniku OBWE, podobnie jak wszystkie kraje, w których pojawiają się więźniowie polityczni.
OBWE przypilnuje również wyborów prezydenckich – bez względu na to, czy niezależnych obserwatorów ktokolwiek z Polski zaprosi, czy też nie. Powód? Deklaracje totalnej koalicji o możliwym nieuznaniu wyborów prezydenckich i przekazaniu najważniejszego urzędu w państwie marszałkowi Sejmu, Szymonowi Hołowni. Sam Hołownia zresztą oczekuje na taki scenariusz i już przebiera nogami, żeby ogłosić się prezydentem. Na kampanię mu nie zabraknie – choć jest wyborczym konkurentem Rafała Trzaskowskiego, niewykluczone, że niedługo również jego przeprosi telewizja publiczna, godząc się na warunki, także finansowe, proponowane przez prawników Hołowni.
Paweł Pietkun