Ulicami miasta nie przemaszerował tzw. strajk kobiet, ani też żadne organizacje kobiece (tak ochoczo występujące w obronie praw rzekomo zniewolonych i uciśnionych nadwiślańskich kobiet) nie zdecydowały się wystąpić w obronie byłej sekretarki Czesława Małkowskiego, byłego prezydenta Olsztyna, kiedy ów złożył doniesienie do prokuratury przeciwko niej o – jak przekonuje – fałszywe oskarżenia.
Małkowski był oskarżony o gwałt i został uniewinniony przez niewątpliwie wolne sądy – z pewnością wolne w kontekście powolności, bo proces Małkowskiego razem z kasacją będzie trwał dłużej, niż wojna trzynastoletnia Korony Polskiej z Zakonem Krzyżackim.
Nikt nie widział, nikt nie słyszał
Sędziowie, których z taką pasją w imię zagrożonych ponoć obywatelskich wolności broniły warmińskie i mazurskie działaczki organizacji kobiecych, po latach prowadzenia procesu sądowego w sprawie gwałtu na urzędniczce, uznali, że nie ma wystarczających dowodów na to, że Małkowski wykorzystał swoją pozycję wobec sekretarki i zmuszał ją do seksu. Nie ma również dowodów na gwałt. Przecież z delikatnością, której sędziom pozazdrościć mogą nawet średniowieczni kaci, przesłuchiwali ratuszowych urzędników i dociekali, czy urzędnicy widzieli fakt zgwałcenia urzędniczki, czy też go nie widzieli – wychodząc ze słusznego w swoim mniemaniu założenia, że gwałty odbywają się publicznie. Odbywają się raczej w taki sposób, żeby obserwowało je możliwie wielu świadków. Otóż tego gwałtu urzędnicy nie widzieli.
Zresztą może to sama sekretarka zachowała się zbyt wyzywająco, może to ona sprowokowała biednego prezydenta Olsztyna, żeby powędrował z nią na wieżę w ratuszu i dokonał czynu lubieżnego? Zarzuty i dowody zebrane przez prokuraturę wydawały się na tyle mocne i poważne, że Czesław Małkowski decyzją sądu trafił do aresztu – skąd nawiasem mówiąc prowadził działalność samorządową i polityczną.
Dzisiaj Małkowski chce, żeby Skarb Państwa zapłacił mu za ten areszt 2,8 mln złotych. Jak to wyliczył? 2,5 miliona to zadośćuczynienie, za krzywdy – głównie moralne – które były prezydent Olsztyna miał ponieść, 300 tysięcy złotych zaś to odszkodowanie za ten areszt.
Małkowski domaga się również surowego ukarania byłej sekretarki, która miała czelność oskarżyć go o gwałt. Doniesienie w sprawie składania przez nią fałszywych zeznań i nieprawdziwych oskarżeń Małkowski złożył w prokuraturze – licząc na wieloletnie więzienie dla sekretarki, która – czy był gwałt, czy nie – ośmieliła się na niego podnieść rękę.
Choć prawomocnie uniewinniony, Małkowski wiedział, że i z wnioskiem o odszkodowanie, i z doniesieniem do prokuratury nie mógł zwlekać. Prokurator, i jego była sekretarka zapowiedzieli złożenie wniosku o kasację wyroku. Biorąc pod uwagę, o jak dużą stawkę toczy się gra, można zakładać, że kasacja odbędzie się, zaś Małkowski poniesie kolejne straty moralne będąc zmuszony wracać pamięcią do ciężkich chwil, kiedy zasiadał na fotelu prezydenta Olsztyna i miał piękną sekretarkę.
Milczenie owiec (czyli baranów płci żeńskiej)
Chciałbym napisać, że milczenie organizacji kobiecych w tej sprawie – tak przecież głośnych jeszcze niedawno w całej Polsce – jest zdumiewające. Tylko, że ono jest… oburzające. Tym bardziej, że już nie raz zabierały w tej sprawie głos.
Obywatelskie Forum Kobiet, którego działaczki z czarnymi i czerwonymi błyskawicami na policzkach, domagały się bezwarunkowej aborcji oraz natychmiastowych zmian w Sejmie i Senacie z pominięciem demokratycznych wyborów (w imię – a jakże! – dobrostanu kobiet w Polsce) w otwartym liście krytykowały startującą w wyborach na prezydenta Olsztyna Danutę Ciborowską za to, że przyjęła poparcie Czesław Małkowskiego dla swojej kandydatury na to stanowisko.
„Wiadomość o tym, że jedyna kandydatka w przedterminowych wyborach na prezydenta Olsztyna przyjęła poparcie swojej kandydatury przez p. Małkowskiego wzbudziła nasze zdziwienie i sprzeciw. Uznajemy tę decyzje pani Ciborowskiej za absolutnie niedopuszczalną” – pisały w 2008 roku panie, które 12 lat później organizowały rozruchy uliczne w ramach tzw. strajku kobiet. – „ Korzystanie w takiej sytuacji przez byłą parlamentarzystkę, byłą członkinię Parlamentarnej Grupy Kobiet, z politycznego wsparcia pana Małkowskiego, uznajemy za naganne i apelujemy o znacznie bardziej rozważne decyzje i wybory”.
Pod listem podpisały się m.in. Beata Maciejewska z Fundacji Przestrzenie Dialogu, Małgorzata Tkacz-Janik z Grupy Inicjatyw Genderowych – GIGa Śląsk, czy Kazimiera Szczuka z Krytyki Politycznej.
Poparcie udzielone Ciborowskiej przez Małkowskiego i list czołowych polskich feministek odbił się w Polsce szerokim echem. Lewicowa kandydatka nie zyskała na nazwisku poplecznika – w wyścigu o prezydenturę była czwarta, z niewiele ponad dwoma tysiącami głosów.
Dzisiaj feministki milczą. Nie protestują, nie wołają, że kobietom dzieje się krzywda, że rzekoma ofiara gwałtu po raz kolejny stała się zwierzyną łowną byłego szefa olsztyńskiej PRL-owskiej cenzury.
Strajk kobiet nie dla kobiet
Dzisiaj feministki milczą, być może dlatego, że tak naprawdę nie chodzi im o obronę kobiet i ich praw. Podobnie, jak nie chodziło im o „wolne sądy” – jakie są sądy i „nadzwyczajna kasta” każdy widzi doskonale. Można je zmienić tylko radykalnie i szybko reformując wymiar sprawiedliwości.
Dzisiaj lewicująca była sekretarka Czesława Małkowskiego (Małkowski, w czasach pierwszej prezydentury członek SLD, nie zatrudniał blisko siebie innych urzędników, niż związanych z lewicą) może liczyć jedynie na pomoc… Zjednoczonej Prawicy i prokuratury, która – również zdaniem feministek – jest upolityczniona i wroga kobietom, a także wszelkim wolnościom obywatelskim.
Myślę, że coraz więcej uczestniczek marszów pod ośmioma gwiazdami zdaje sobie sprawę, na czyją pomoc będą mogły liczyć, kiedy znajdą się w prawdziwych kłopotach, kiedy patrząc oprawcy w oczy będą musiały zeznawać o krzywdzie, jaka je spotkała.
Wniosek o odszkodowanie jeszcze przed kasacją i doniesienie do prokuratury podpisane przez Małkowskiego na byłą sekretarkę najlepiej świadczy nie tylko o polskich sądach, ale przede wszystkim o faktycznej pozycji kobiet w państwie, które przez tyle lat było budowane przez Małkowskiego i jego kolegów. Ostatnie wydarzenia są również papierkiem lakmusowym dla organizacji feministycznych. Wystarczyło powiedzieć „sprawdzam”, żeby okazały się jak choinkowa bombka – piękne i błyszczące, ale jednak puste w środku.
Paweł Pietkun