Proces Kyle Rttenhouse’a przykuwał przez ostatnie trzy tygodnie uwagę zdecydowanej większości amerykańskiej opinii publicznej. Jak to się stało, że sąd nad 18-latkiem stał się tak ważnym wydarzeniem? Najpierw fakty.
- 1. Kilka dni po demokratycznej konwencji wyborczej w Wisconsin w 2020 roku, podczas której Biden i reszta liderów tej formacji zdefiniowała demolowanie Ameryki przez BLM i Antifę jako usprawiedliwiony akt zemsty, setki bandziorów wyległy na ulice miasta Kenosha. Napadali na ludzi, rabowali i palili sklepy, samochody, infrastrukturę miejską i wszystko, co wpadło im w łapy.
- Na wezwanie miejscowych biznesmenów, do miasta przybyła grupa młodych ludzi z bronią, aby bronić przed bandziorami dobytku pokoleń swoich sąsiadów. No bo rzecz jasna policja, nauczona wcześniejszymi doświadczeniami, nie śmiała przeszkadzać w „uzasadnionych protestach”.
- Jeden z przybyłych to 17-letni Kyle, który był wyposażony w karabin maszynowy. I to on został zaczepiony przez grupę bandziorów — uderzono go deskorolką w głowę, przykładano mu pistolet do głowy, grożono wielokrotnie śmiercią.
- Kyle czując się zagrożonym, użył broni. Zastrzelił grożącego mu pedofila (który gwałcił małych chłopców i odsiedział wiele lat w więzieniu). Zastrzelił też wielokrotnego przestępcę, który właśnie przyłożył mu pistolet do głowy. I postrzelił innego rzezimieszka. Wszyscy z nich byli BIALI.
- Biden i cały mainstream natychmiast poinformowali Amerykę, iż właśnie BIAŁY RASISTA ZAMORDOWAŁ DWÓCH NIEWINNYCH CZARNYCH PROTESTERÓW. Kolejny dowód patologicznej supremacji białych nad czarnymi. I tak już poszło w eter.
Proces Rittenhouse’a miał przebiegać podobnie jak proces Dereka Chauvina i wielu innych, „białych morderców”. Zastraszeni sędziowie prowadzący sprawę, poddawani presji zewnętrznej członkowie rady przysięgłych, no i prokuratorzy marzący o dalszej karierze politycznej.
Derek Chauvin, choć wykonywał wszystkie działania zgodnie z instrukcjami swoich zwierzchników, a jego ofiara w rzeczywistości zginęła przede wszystkim od spożycia nadmiaru narkotyków, stał się ofiarą niewyobrażalnej presji, której ulegli orzekający w sprawie.
Wyglądało na to, że Rittenhouse także będzie podobną ofiarą. Nawet demokratyczni kongresmeni ostrzegali sąd i przysięgłych, że jeśli ośmielą się uwolnić go od zarzutów, „cała Ameryka zapłonie”.
I mimo tego, przysięgli odważyli się stawić czoła temu terrorowi neobolszewików.
Ameryka nie zapłonęła, ale podczas sporej demonstracji w Chicago skandowano „the only solution is communist revolution”. Czy to wymaga jeszcze jakiegoś komentarza?
Jest jednak nadzieja, że zarówno przebieg i wynik tego procesu, jak i wynik konfrontacji wyborczej w Wirginii są swoistym punktem zwrotnym.
Wygląda na to, że Ameryka jednak budzi się ze snu i z przywalania na neobolszewickie eksperymenty. Oby.
Grzegorz Górski