Przypominamy tekst, który ukazał się na naszym portalu 15 czerwca 2021 roku.
Tematyka idealnie wpisuje się w spektrum szans rozwojowych, jakie niesie za sobą projekt Metropolii Olsztyn.
Kiedy 9 czerwca na portalu Opinie Olsztyn Jerzy Szmit rozpoczął dyskusję dotyczącą przyszłości stolicy Warmii i Mazur spodziewałem się rychłej odpowiedzi władz Olsztyna. Bo choć to głos rozpoczynający dyskusję – i, jak na taki przystało, analizujący obecny stan miasta – nie brakowało w nim opisów, które obecny samorząd stawiają w nie najlepszym delikatnie mówiąc świetle. W ciągu kolejnych dni olsztyński magistrat wciąż milczał. Nie dlatego, że nie zauważyły wezwania Jerzego Szmita. Po prostu… ratusz nie wie, jak na nie odpowiedzieć.
Zamiast tego, kilka dni po publikacji, w serwisie Facebook na profilu Piotra Grzymowicza, prezydenta Olsztyna znalazłem informację, w której Grzymowicz chwali się dwoma (!) tramwajami ze wskazaniem (bo to raczej polecenie, niż refleksja), że powinny się podobać olsztyniakom (w oryginale jest olsztynianom!). Oto treść prezydenckiego wpisu w całości:
„Efektowne „Panoramy” ruszyły w miasto. Nowe tramwaje rodem z Turcji powinny się podobać olsztynianom. Są niskopodłogowe, dwukierunkowe, z zachowaniem wszelkich udogodnień, do których już przyzwyczaili się pasażerowie ze stolicy regionu. Pomieszczą 208 pasażerów. Na razie kursują dwa pojazdy, ale na wyjazd kolejnych nie powinniśmy długo czekać. Zapraszam do korzystania z tramwajów – to szybka i wygodna podróż.”.
„Panoramy”, którymi chwali się ratusz nie są szczególnie efektowne. I, prawdę mówiąc, niczym nie zaskakują, co Grzymowicz zauważa już w drugim zdaniu – w końcu pasażerowie już zdążyli się do tych udogodnień przyzwyczaić. A skoro nie są zaskakujące, ani też specjalnie efektowne – właściwie ich największą atrakcyjnością mogłoby być tureckie pochodzenie, ale orientu też nie czuć – swoją drogą trochę szkoda, że lokalne podatki popłynęły szerokim strumieniem nad Morze Czarne, a nie do polskiego producenta, co z pewnością zaowocowałoby mimowolną reklamą Olsztyna w rodzimym mieście producenta. W końcu każdy chwali się tym, dokąd trafiają jego wyroby. Czy przyciągnęłoby to nad Łynę kolejnych turystów? Nie wiem, choć pewnie warto spróbować. W wielu innych miastach w Polsce i na świecie zwykle okazuje się to całkiem udanym zabiegiem.
Echo wieloletniej polityki
Wpis Grzymowicza o tramwajach nie bez powodu pojawił się we wszystkich kanałach komunikacji magistratu z wyborcami. To jest właśnie prezydencki głos w dyskusji o powołaniu obszaru .
Strona Urzędu Miasta poza tramwajami przekonuje również, że gród nad Wisłą jest gotów na przyjęcie gości. Fajnie – tylko, jakich gości? Skąd ich wziąć, skoro większość przyjezdnych do byli mieszkańcy Olsztyna, którzy wyjechali z miasta zaraz po studiach, albo w związku ze studiami. W statystykach to oczywiście goście pełną gębą – są zameldowani gdzie indziej, płacą podatki w innych miastach w Polsce i na świecie, mają tam domy, rodziny i plany na przyszłość. W mieście nad Łyną odwiedzają swoich bliskich – przede wszystkim rodziny. I tu zaczyna się ze statystykami problem. Bo nawet, jeżeli gości jest dużo na co mogłyby wskazywać dane z PKP, czy dróg krajowych lub olsztyńskich parkingów, na których latem pojawia się więcej aut z rejestracjami z innych części kraju, tego „najazdu gości” nie odczuwa wcale branża turystyczna. Hotele nie pękają w szwach – wszak to przyjezdni, którzy mają gdzie nocować.
Zresztą prawdę mówiąc nawet olsztyńska komunikacja kuleje dość istotnie. Przyjechanie autem nad Łynę wiąże się z niemałymi problemami z parkingami, nie wspominając o korkach. Olsztyński transport publiczny też pozostawia wiele do życzenia. Dla ewentualnych turystów to często zaskakująca i nie najmilsza przygoda. Niewiele zmieniają nawet otwarte niedawno miejskie stacje kolejowe, stacje które mogłyby się stać podstawą aglomeracyjnej kolejki, która jest codziennością w miastach, gdzie gospodarze nieco bardziej dbają o obywateli.
W normalnych warunkach już na etapie inwestycji kolejowej w takie miejskie stacje rozpoczynają się rozmowy miejskich przedsiębiorstw komunikacyjnych z PKP w sprawie wzajemnego honorowania biletów a docelowo wprowadzeniu jednego biletu przejazdowego na wszystkie środki transportu. Takiego biletu w Olsztynie nie ma. Dlaczego? Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Olsztynie czuje się nad Łyną monopolistą i pojawienie się kolejnego przewoźnika traktuje nie jak uzupełnienie aglomeracyjnego transportu, ale raczej jako niezdrową i niepotrzebną konkurencję. To także echo wieloletniej polityki olsztyńskiego magistratu – i kolejnych prezydentów: Małkowskiego i Grzymowicza.
Nie warto wspominać o miastach, gdzie komunikacja publiczna w sezonie jest po prostu darmowa (to naprawdę się opłaca – o czym za chwilę), zaś w roku szkolnym za przejazd nią nie płacą zameldowani w tych miastach uczniowie. Podróż olsztyńskim tramwajem – wcale nie tak wyjątkowym, jak chwali się Grzymowicz (proszę sprawdzić, jak wyglądają podróże tramwajami w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Trójmieście, czy – nawet! – w Londynie) – jest w skali Polski wyjątkowo droga. Ceny biletów ustalano w mieście chyba tylko według algorytmu, który pomoże wydrenować kieszenie mieszkańców wcale nie najbogatszego miasta w kraju.
Dyskusja jest niezbędna
Proponowana przez Jerzego Szmita praca nad stworzeniem aglomeracji olsztyńskiej jest pomysłem bardzo dobrym. Dlaczego? I tak przed nią nie uciekniemy. Stolica Warmii i Mazur rozrasta się, okoliczne miasta (do których turyści przyjeżdżają często chętniej, niż nad Łynę) również, może nawet w nieco większym tempie. To dobry moment, żeby rozpocząć rozmowy o połączeniu sił, skoro interesy są tak zbieżne. Jeżeli nie podejmie się tego prezydent miasta, zastąpi go samorządowiec spoza Olsztyna i przyspieszy zmiany, które – bez obecności mieszkańców grodu nad Łyną – jeszcze bardziej zmarginalizują największe na razie miasto regionu.
Kolejna sprawa, która wymaga debaty i działań to współpraca między uniwersytetem a miastem – współpraca na takich zasadach, które przestaną z Olsztyna i regionu robić kuźnię wyspecjalizowanych kadr opuszczających miasto.
Dzisiejsza pozycja Olsztyna na mapie gospodarczej Polski przypomina sytuację, w jakiej Polska znalazła się w ostatniej dekadzie XX wieku. Towarem „eksportowym” Olsztyna stała się wyspecjalizowana kadra, która stąd wyjeżdża i nigdy nie wraca. Nie wiem, czy UWM nie jest ostatnią uczelnią w Polsce, która kształci młodzież bez porozumienia z miastem i nie patrząc na to, jakich pracowników najbardziej brakuje i będzie brakować w stolicy Warmii i Mazur w najbliższych dekadach. Inna sprawa, że ci, którzy wyjeżdżają robią słusznie – bo co im może zaproponować miasto Grzymowicza? Pracę w zbyt wielu niepotrzebnych sklepach sieciowych z ubraniami, które wypełniają olsztyńskie galerie handlowe – będące jak na razie największą atrakcją miasta? Czy może kierowanie średniej klasy zielonym tramwajem? Jakie swoje marzenia mogą realizować młodzi olsztyniacy, zanim odkryją, że dużo łatwiej będzie im się żyło gdziekolwiek indziej w Polsce? Wstyd o tym mówić, ale nawet Ukraińcy i Białorusini którzy przyjeżdżają do nas za chlebem i wolnością raczej nie mają Olsztyna na swoich mapach.
Piotr Grzymowicz (podobnie, jak wcześniej rozbudzony, niczym nastolatek, Czesław Małkowski) planuje w wyjątkowo krótkiej perspektywie nie dostrzegając, że za 10 – 15 lat, zanim zamortyzują się dwa nowe olsztyńskie tramwaje, komunikacja miejska nad Łyną będzie wozić powietrze, bo miasto będzie pustoszało. Tylko, że wówczas pewnie będzie już za późno na zmiany.
Dlatego dyskusja o olsztyńskiej aglomeracji jest dzisiaj jak najbardziej potrzebna. Jeżeli Piotr Grzymowicz nie chce brać w niej udziału – jego sprawa. Nie każdy były działacz PZPR musi mieć wizję rozwoju (większość prawdę mówiąc jej nie ma – stąd tak dynamiczne wyprzedawanie polskiego majątku w latach 90. XX wieku). Rozliczną go wyborcy w najbliższych wyborach. Wyborcy, którzy już dzisiaj zaczynają dostrzegać, że oferując im zielone tramwaje Grzymowicz daje im tak naprawdę ładne papierki po cukierkach – nic więcej. Zaś do swojej pracy podchodził, jak do wygodnej synekurki dającej, poza niemałym zarobkiem, również lokalną sławę.
Paweł Pietkun