Opozycja zacieśnia szeregi w związku ze zbliżającym się początkiem roku szkolnego. Rekomendacje i zalecenia Ministerstwa Edukacji Narodowej dotyczące szkół najgłośniej krytykuje totalna opozycja i Związek Nauczycielstwa Polskiego, a wśród nich ci, którzy z uporem godnym lepszej sprawy nie wkładają maseczek np. w środkach publicznego transportu twierdząc, że to… forma zniewolenia.
Spór, o to jak powinna wyglądać szkoła od 1 września toczy się przede wszystkim w mediach i korespondencji między dyrektorami szkół a radami rodziców. Choć zalecenia opublikowane przez MEN są czytelne i oczywiste, rady rodziców często powtarzają – głównie za stacją TVN – że taki zaleceń brakuje, albo że są niespójne. Spierają się, czy ministerstwo ma rację składając na barkach dyrektora szkoły również decyzje o tym, czy placówka ma przejść na system zdalnej, czy mieszanej edukacji jednocześnie wymagając od niego konsultacji z dyrektorem regionalnego Sanepidu.
Zdarzają się informacje, że szkoły z własnych środków (zbieranych przez rady rodziców) będą musiały kupować maseczki i płyny dezynfekcyjne. To akurat nieprawda, bo szkoły i maseczki, i płyny dezynfekujące otrzymają za darmo.
Odpowiedzialność spada na dyrektorów
– Problematyka dotycząca zapewnienia ochrony zdrowia oraz bezpieczeństwa i higieny pracy w szkołach i placówkach oświatowych powinna być traktowana w polityce państwa priorytetowo, zwłaszcza w okresie pandemii. Niestety brak jest długofalowej strategii działania ze strony ministerstwa edukacji – uważa Związek Nauczycielstwa Polskiego. – Nierzadko od prominentnych polityków otrzymujemy sprzeczne komunikaty, np. w zakresie stosowania środków ochrony osobistej czy potrzeby szczepień. Obserwujemy natomiast próbę przerzucenia wyłącznej odpowiedzialności za stan bezpieczeństwa w szkołach i placówkach oświatowych na dyrektorów i samorządy.
Jednak ZNP doskonale powinien wiedzieć, że decyzję w sprawie szkoły powinien podejmować właśnie dyrektor – to on najlepiej wie, co się dzieje w jego szkole i nikt inny nie jest kompetentny do podjęcia takiej oceny. Faktem jest, że przed decyzją musi się skonsultować z Sanepidem, ale przy największym szacunku do dyrektorów szkół, nie znają się oni na epidemiach i wirusach – to domena absolwentów uczelni biologicznych, a nie pedagogicznych.
Precyzyjne procedury postępowania w szkołach są przedstawione choćby na stronach MEN – to procedury przygotowane w oparciu o zalecenia Głównego Inspektora Sanitarnego związanych z organizacją nowego roku szkolnego. Bezpieczeństwo szkół w dużym stopniu zależy również od samych rodziców – przede wszystkim do szkoły, czy przedszkola mogą oni posyłać tylko zdrowe dziecko, a więc gdy nie widać zauważalnych objawów kaszlu, podwyższonej gorączki, bólu mięśni, utraty węchu lub smaku. Te ostatnie objawy, jak podaje często w swoich informacjach GIS, mogą oznaczać, że dziecko może być zakażone koronawirusem i wówczas trzeba powiadomić nie tylko lekarza, ale także państwową inspekcję sanitarną.
Jeżeli którakolwiek szkoła nie przygotuje się do rozpoczęcia roku szkolnego, będzie to wyłącznie wina szkoły. Inna sprawa, jak przez ostatnie dwa miesiące pedagodzy i nauczyciele przygotowali się do prowadzenia zajęć dydaktycznych – czy to w zaostrzonych warunkach sanitarnych w budynkach szkół, czy przez zdalnie, przez Internet, co przed końcem ubiegłego roku szkolnego masowo nauczycielom w Polsce nie do końca się udało. Nie jest żadną tajemnicą, że do końca października dzieci będą nadrabiać ubiegłoroczne zaległości.
Ludzkość już raz nosiła maseczki
Pozostaje jeszcze kwestia środków indywidualnej ochrony, przede wszystkim nielubianych maseczek, które – w wielu miejscach pod karą mandatów – trzeba nosić. Czy jest to zamach na wolność jednostki, jak próbują to przedstawiać totalni, czasem także działacze Konfederacji? Wątpiącym warto podpowiedzieć, żeby sięgnęli do zdjęć europejskich i amerykańskich miast z 1918-1920 roku, kiedy na świecie szalała tzw. grypa hiszpanka. Pandemia, która zabiła łącznie 21-25 mln osób i rozwinęła się na całym świecie, z wyjątkiem nielicznych wolnych od niej obszarów, takich jak wyspy Świętej Heleny, Nowa Gwinea i kilka wysp na Pacyfiku, a być może również centralne obszary Azji, Afryki i Ameryki Południowej. Australia dzięki wprowadzeniu szczelnej blokady transportu morskiego, ustrzegła się zawleczenia grypy aż do 1919 roku (kiedy nie była ona już tak zabójcza). Maseczki – nieczęsto wymuszane administracyjne – nosiły wtedy całe społeczeństwa, przede wszystkim z lęku o własne zdrowie i życie. Archiwa – również internetowe – pełne są zdjęć z epoki, na których widać, ze zakrywanie nosa i ust nie było niczym wstydliwym, ani nikt, z żadnej klasy społecznej, nie uważał tego za zamach na jego wolność osobistą.
Paweł Pietkun