Nie trzeba być bystrym obserwatorem, by dostrzec, że wokół nas mało jest dzieci i młodzieży. Place zabaw są w wielu miastach puste, szkoły się wyludniają, klasy są coraz mniej liczne, studentów na uczelniach ubywa. Czytamy w prasie o niżu demograficznym, a w prasie liberalnej, która lansuje nihilizm duchowy i moralny, bardzo często o katastrofie demograficznej. Naród ma się bać przyszłości, nadciąga katastrofa. To nic innego jak zarządzanie strachem, ciągły lęk o przyszłość.
Warto przywołać w tym miejscu słowa ks. Prymasa Tysiąclecia, który wielokrotnie mówił, że w Polsce powinno mieszkać co najmniej 80 milionów. Był wyśmiewany, oczerniany przez prasę w Polsce i za granicą. A czy nie były to słowa prorocze! W roku milenijnym, 18 września 1966 r. w diecezji podlaskiej, w Siedlcach, kard Wyszyński zwracał uwagę włodarzom państwa polskiego, że nie jest „(…) rzeczą obojętną, czy w Polsce będzie 30 milionów, czy więcej. Pamiętajmy, że dzisiaj na całym niemal świecie wyzwolona jest fala ludnościowa. Jednych ona niepokoi, dla drugich jest nadzieją. Jesteśmy otoczeni narodami, które liczą ponad 100 milionów – z jednej strony, ponad 80 milionów z drugiej strony. Jeżeli nas tu będzie mało, imię nasze będzie wymazane z ziemi żyjących. Ciąży na nas ogromna odpowiedzialność za przyszłe losy naszej chrześcijańskiej ojczyzny. Trzeba więc pokonać wszelkie samolubstwo, egoizm i wygodnictwo, trzeba się zdobyć na ducha ofiary i wyrzeczenia, aby lepiej usłużyć chrześcijańskiemu narodowi, którego miejsce jest na tej ziemi. Do nas odnosi się przykazanie Ojca Niebieskiego, które mamy wykonywać tu w polskiej ziemi: Czyńcie sobie ziemię poddaną”.
W roku 1981 kard. S. Wyszyński kolejny raz apeluje do Polaków o podjęcie wysiłku demograficznego na rzecz przyszłości Polski. W swym przemówieniu do delegacji Solidarności Wiejskiej 6 lutego na ul. Miodowej w Warszawie mówił: „(…) Już bardzo wiele razy mówiłem w kazaniach na te tematy. Mówiłem, że Polska w tym wymiarze, w tym areale ziemnym, jaki posiada, może wyżywić sama nie 40, ale 80 milionów ludzi. Powiedziałem 2 lutego w katedrze gnieźnieńskiej, że kraj, który był spichlerzem całej niemal południowej i północnej Europy, dzisiaj chodzi z garnuszkiem od drzwi do drzwi. To jest anomalia!”. Druga połowa lat siedemdziesiątych i lata osiemdziesiąte XX w. były czasem krachu gospodarczego w Polsce. Braku podstawowych artykułów spożywczych i gospodarczych, a żywność była reglamentowana na kartki łącznie z alkoholem i wyrobami tytoniowymi. Prymas Tysiąclecia ostrzegał, że: „(…) jeżeli Polska chce się utrzymać na terenie, na którym Bóg ją umieścił, musi liczyć 80 milionów ludności! – Nazywano to osobliwą socjologią Prymasa Polski. Jakże prorocze były słowa Tego, który wszystko postawił na Maryję.
A faktycznie, ilu Polaków winno mieszkać w granicach Rzeczpospolitej Polskiej w 2020 r.? Jednoznacznie, trudno odpowiedzieć na to pytanie. Ale spróbujmy dokonać analizy tego, co się wydarzyło od czasów I wojny światowej po dzień dzisiejszy. Gdyby nie było żadnych turbulencji dziejowych, gdyby nie było okupantów wojennych i kulturowych, populacja Polaków byłaby zupełnie inna. Też by były inne granice naszego państwa. Ale zatrzymajmy się na czasach współczesnych i spójrzmy na granice obecnej Polski. W wyniku I wojny światowej straciliśmy około 4 mln obywateli, w okresie międzywojnia dokonano około 3 mln aborcji. Druga wojna światowa pochłonęła nieco ponad 11 mln ludności polskiej, w wyniku aborcji w Generalnej Guberni utraciliśmy około 2,5 mln dzieci nienarodzonych. W latach 1956-1990 straciliśmy około 25 mln obywateli, a nieco wcześniej zabito 3 mln dzieci nienarodzonych, emigracja polityczna w latach osiemdziesiątych XX w. zabrała nam około 1,5 mln, a emigracja zarobkowa po wejściu do Unii Europejskiej w 2004 r. pochłonęła około 2 mln. Łącznie straciliśmy poprzez turbulencje dziejowe w ciągu jednego stulecia około 52 mln obywateli. Do tego należy dodać 38,5 mln obecnych mieszkańców Polski, łącznie winniśmy obecnie liczyć około 90,5 mln mieszkańców. Taki obraz ojczyzny maluje nam się przy różnego rodzaju turbulencjach dziejowych ze zmienną dynamiką demograficzną. Bylibyśmy drugim co do liczebności mieszkańców krajem w Europie po Rosji, która w części europejskiej obecnie liczy około 100 mln, a Niemcy około 80 mln. Ale tak nie jest i nie będzie.
A jak Polska by wyglądała, gdyby rozwijała się po zakończeniu II wojny światowej bez większych turbulencji dziejowych, które niszczyły naszą moralność, duchowość czy kulturę? Poszukajmy odpowiedników. Nie będzie to dokładna kalka, bo każdy kraj ma swoje uwarunkowania polityczne, gospodarcze, ekonomiczne i inne. Ale przypatrzmy się kilku krajom, które miały podobną liczbę mieszkańców co Polska w przeszłości, a więc jak dziś wygląda populacja tam, a jak u nas. Dla przykładu spójrzmy na Filipiny, Turcję, Egipt czy Tanzanię. Prześledźmy to w ciągu 70 lat, od roku 1950 do 2020. Dość sporo czasu, by zauważyć znaczące różnice.

Powyższa tabela prezentuje nam dynamikę demograficzną kilku wybranych krajów, ma charakter porównawczy. Do połowy lat sześćdziesiątych XX w. ludność polski przewyższała swą liczebnością wszystkie zaprezentowane kraje. Sytuacja zmienia się w drugiej połowie lat sześćdziesiątych XX stulecia, poza Tanzanią, która wkrótce także pokonała liczebnie Polskę pod względem mieszkańców. Stało się to w połowie pierwszej dekady XXI w. Co się stało z naszym dynamizmem demograficznym, to już wiemy. Rewolucja seksualna przynosi dziś smutne żniwo w depopulacji.
1. Wariant bardziej optymistyczny
A jak Polska by wyglądała, gdybyśmy zachowali dynamizm demograficzny z czasów płodności mocarstwowej przez ostatnie sto dwadzieścia lat? I tu spróbujmy poszukać odpowiedników. Pomijam wymiar ekonomiczny, choć on dla wielu jest kluczowy. Tym niech się zajmują ekonomiści, oni to zrobią lepiej. Moim celem jest dokonanie porównań danych statystycznych dotyczących demografii na przykładzie kilku krajów, które miały nieco inną historię w wymiarze politycznym, religijnym, obyczajowym i społecznym. Prześledźmy kilka krajów, m.in. Bangladesz, Pakistan Nigerię czy Meksyk. Nie są doskonałe, nie będą kalkami, ale jako ludzie rozumni, wolni możemy zadawać takie pytania i próbować na nie odpowiedzieć. Dokonywać porównań, z krajami, w których dynamizmu demograficznego nie zahamowano tak szybko jak w Polsce, choć także borykały się z wieloma trudnościami.
W latach 1900-1939 ludność Polski zbliżona była liczebnością do mieszkańców Bangladeszu i Nigerii, nieco mniej mieszkańców liczył Meksyk. Po rozpoczęciu II wojny światowej Polska traci dynamizm demograficzny raz na zawsze. Wszystkie te kraje z każdym rokiem powiększają liczbę mieszkańców, tylko nie Polska. Z powyższego wykresu widzimy, że najdynamiczniej rozwija się ludność Nigerii i Pakistanu, następnie Bangladeszu i Meksyku. Polska wlecze się na szarym końcu, pozostając na jednym poziomie przez ostatnich kilka dekad.
Tabela nr 13

i Meksyku, http://population.city/ (dostęp: 20 .08. 2020 r.)
W roku 1900 Bangladesz, Pakistan i Nigeria miały nieznacznie więcej ludności niż Polska. Zaś Meksyk ustępował liczebnością każdemu z wymienionych krajów. Dziesięć lat później, Polska liczyła najwięcej mieszkańców spośród tych krajów. Świadczy to o jej największym dynamizmie demograficznym wśród tych krajów. W roku wybuchu I wojny światowej w granicach Polski mieszkało najwięcej ludności. Dynamizm populacyjny w Polsce był imponujący. W metodologii o. Turbaka Polska miała w tym okresie płodność mocarstwową, ustępowała tylko Rosji. Boom demograficzny w Polsce na kilka lat zahamowany był działaniami wojennymi w czasie I wojny światowej. Polacy stracili niewiele ponad 4 mln obywateli. Co zmniejszyło liczbę mieszkańców do 26 mln. Pozostałe cztery państwa nie odczuły działań I wojny światowej w wymiarze demograficznym. Bangladesz, Pakistan i Nigeria powiększyły swój stan posiadania ludności o 4 miliony w stosunku do Polski. Meksyk miał o 4 mln mniej ludności niż Polska, mimo braku działań wojennych. W Meksyku przyrost naturalny nadal był niewielki. W przededniu wybuchu II wojny światowej liczba mieszkańców Bangladeszu, Pakistanu, Nigerii i Polski prawie się zrównała. Polska nadal kroczyła na czele wzrostu urodzeń. Był znacznie wyższy niż w Bangladeszu, Pakistanie i w Nigerii. Meksyk w tym czasie miał znacznie mniejszy przyrost naturalny niż Polska, Bangladesz, Pakistan i Nigeria. Różnica w liczbie ludności wynosiła już około 10 mln. Okres II wojny światowej zahamował boom demograficzny Polski. Polska w wyniku działań wojennych straciła około 11 mln obywateli. Natomiast ani Bangladesz i Pakistan, ani Nigeria i Meksyk nie ucierpiały tak mocno w czasie II wojny światowej.
Po zakończeniu II wojny światowej straciliśmy swój dynamizm demograficzny. Bangladesz, Pakistan Nigeria i Meksyk były zasobniejsze w liczbę mieszkańców niż Polska. W roku 1950 Bangladesz, Pakistan i Nigeria miały po 12 mln mieszkańców więcej niż Polska, a Meksyk prawie o 3 mln. Gdyby Polska zachowała swój dynamizm populacyjny sprzed II wojny światowej, straty ludnościowe można byłoby nadrobić. Niestety, z każdym rokiem różnica pomiędzy Polską a każdym z tych krajów powiększała się, i to bardzo szybko. Wpływ na to miały przede wszystkim: rozwody, propaganda antykoncepcji, aborcja i masowa deprawacja narodu polskiego na wielu płaszczyznach życia społecznego i politycznego. Swój negatywny wpływ na kształtowanie osobowości młodego pokolenia Polaków miało szkolnictwo, propagujące jedynie słuszny „światopogląd naukowy”, bez wartości duchowych.
W roku 1985, po 35 latach, liczba ludności Polski wzrosła do 37,3 mln, w stosunku do 1950 r. powiększyła się o około 12 mln, wzrost o 31%. W Bangladeszu, w tym samym czasie, liczba ludności powiększyła się o około 54 mln, wzrost o 243%, w Pakistanie o 54,4 mln, wzrost o 245%, w Nigerii o 45,1 mln, wzrost o 219%, w Meksyku o 48,6 mln, wzrost o 274%. Przyrost naturalny ludności Polski wyhamowano do minimum. Uczyniono to z całą premedytacją. Następowała powolna depopulacja narodu polskiego.
W roku 2020, po kolejnych 35 latach, liczba ludności Polski wzrosła do 38,5 mln, w stosunku do 1985 r., powiększyła się o około 1,2 mln, wzrost o 3,1%. W Bangladeszu w tym samym czasie liczba ludności powiększyła się o 79,4 mln, wzrost o 186,5%, w Pakistanie o 116,2 mln, wzrost o 224,4%, w Nigerii o 124,4 mln, wzrost o 250%, w Meksyku o ponad 59 mln, wzrost o 77,1%.
W ciągu ostatnich siedemdziesięciu lat każde z państw, poza Polską, powiększyło swój zasób ludnościowy kilkakrotnie. Bangladesz 4,5-krotnie, Pakistan 5,5-krotnie, Nigeria 5,5-krotnie, a Meksyk prawie 5-krotnie. Polska niewiele ponad półkrotnie, w porównaniu do Bangladeszu, Pakistanu, Nigerii czy Meksyku to tyle co nic. Nie liczymy się na arenie przyszłości populacyjnej. Zostaliśmy na szarym końcu, w marszu ku przyszłości dziejów ludzkości na ziemi. Wymieramy, przyszłość należy do Bangladeszu, Pakistanu, Nigerii czy Meksyku, ale na pewno nie do Polski.
2. Główne przyczyny depopulacyjne
Postawmy pytanie, jako ludzie obdarzeni rozumem i wolnością, czy jest możliwe, by dokonać obliczeń, ile dzieci Polska straciła przez środki antykoncepcyjne, przez ostanie 110 lat. Postarajmy się odpowiedzieć na to niełatwe pytanie. Przy działaniach wojennych z pierwszej i drugiej wojny światowej możemy podać dość dokładne liczby, łącznie dwie wojny pomniejszyły naszą populacje o około 15 mln, aborcja łącznie zabrała nam około 33,5 mln, emigracja polityczna z lat osiemdziesiątych XX w. uszczupliła naszą populację o około 1,5 mln, zaś emigracja zarobkowa po wejściu do Unii Europejskiej pozbawiła Polskę o około 2 mln. Łącznie w wyniku turbulencji dziejowych ubyło nas około 52 mln. Gdybyśmy zachowali dynamizm demograficzny z przełomu XIX i XX w., dziś moglibyśmy porównywać się co do liczby mieszkańców z Nigerią czy Pakistanem, w 2020 r. Nigeria liczyła 207, 2 mln, a Pakistan 208, 1 mln osób.
Oba kraje mimo swych wielu trudności nie były tak mocno narażone przez długie lata na działania ideologów depopulacyjnych jak Polska. Dlatego też przez długi czas dynamizm demograficzny w tych krajach przebiegał w sposób zgodny z prawem naturalnym. Selekcja nowo narodzonych dzieci dokonywała się w sposób naturalny, chore i słabe dzieci dość szybko odchodziły z tego świata w sposób naturalny. Nikt nie podnosił na nie ręki ani w łonie matki, ani przed poczęciem. W rodzinach rosły dzieci zdrowe, silne w wymiarze biologicznym i duchowym. W sztafecie dziejowej swego narodu podejmowały wyzwania rodzinne, zakładając stabilne rodziny, przyjmując kolejne pokolenia dzieci. Odbywało się to w sposób zgodny z prawem natury. Proces populacyjny nie był niczym zakłócany. A nawet jeśli pojawiły się choroby, wojna czy zarazy, to dana społeczność potrafiła w sposób naturalny odbudować swą populację w dość krótkim czasie. Tak było m.in. w Polsce po I wojnie światowej.
W roku 1910 mieliśmy bardzo podobną liczbę mieszkańców jak Nigeria i Pakistan, nieco ponad 28 mln. W ciągu 110 lat w wyniku różnych sytuacji dziejowych, niezawinionych i zawinionych, straciliśmy 52 mln, łącznie z dzisiejszymi mieszkańcami byłoby nas około 90,5 mln. Ale dynamizm demograficzny został zahamowany przede wszystkim przez środki antykoncepcyjne. Mogłoby nas być w 2020 r. około 208 mln. Dla wszystkich byłoby miejsce do zamieszkania i nikt by nie chodził głodny.
Dla przykładu, w Egipcie na 50 tys. km2 mieszka ponad 100 mln osób, pozostała część obszaru jest niezamieszkana z powodu pustyń. Ogólna powierzchnia wynosi 1,01 mln km2. Na jednym km2, z obszaru zamieszkałego, mieszka około 2 tys. osób. W Japonii na powierzchni około 60 tys. km2 mieszka ponad 125 mln osób. Pozostałą część obszaru pokrywają góry, wulkany czy nieużytki. Jest czwartą potęga ekonomiczną na świecie. Na jednym km2, z obszaru zamieszkałego, żyje ponad 2 tys. osób. W Polsce do wykorzystania pod zamieszkanie i rolnictwo mamy ponad 260 tys. km2. Pozostałą część stanową góry, lasy, jeziora i inne tereny. A zatem, gdyby było nas 208 mln, na jeden km2 przypadałoby tylko 800 osób. A zatem mamy jeszcze duże rezerwy, w porównaniu do Japonii czy Egiptu.
Ilu byłoby geniuszy, wynalazców, konstruktorów ? Bylibyśmy potęgą gospodarczą, polityczną z ogromnym potencjałem młodych ludzi, którzy by rozwijali kraj. A tak mamy duży procent dziadków i babć w pustych domach i blokach. Wielce prawdopodobne dane mówią nam, że w wyniku antykoncepcji straciliśmy w ciągu 110 lat około 117,5 mln Polaków. Należy od tej liczby odjąć około 4 mln dzieci, które straciły życie w inny sposób m.in. poprzez poronienie czy inne zdarzenia losowe, które nie pozwoliły ujrzeć światła dziennego. A zatem, z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że antykoncepcja pozbawiła nas około 113,5 mln Polaków.
Aborcja, propaganda niszcząca płodność, deprawacja młodego pokolenia w latach 1990-2020 doprowadziła do dramatu populacyjnego w Polsce. Rodziny są rozbite, co czwarte dziecko rodzi się poza małżeństwem, wzrasta liczba samobójstw, rośnie liczba osób chorych psychicznie, małżeństwa w ogromnej liczbie mają po jednym, a najwyżej dwójce dzieci. Dla wielu małżonków dziecko jest obciążeniem w realizacji planów życiowych.
3. Słowa klucze – metoda środowisk feministycznych
W propagowaniu środków niszczących płodność środowiska feministyczne i lewicowe znalazły doskonały sposób na pozyskiwanie środków finansowych. Dlatego też od XIX stulecia środowiska liberalne skierowały swe działania w kierunku promocji antykoncepcji, w pierwszym etapie poprzez propagandę ideową regulacji urodzeń. Z czasem stosowano coraz łagodniejsze określenia o charakterze przyjaznym, które miały wywoływać u odbiorcy pozytywne wrażenie, do takich określeń należy zwrot – „świadome macierzyństwo”. Treść tego określenia wywołuje bardzo pozytywne wrażenie. Któraż to kobieta nie chciałaby przyjąć pod swym sercem świadomie dziecka. Każda. Ale za tym określeniem kryło się zupełne inne działanie. Mające na celu pomniejszenie liczby dzieci w rodzinach za pomocą środków niszczących płodność czy aborcji.
Z czasem ukuto nowe określenie – „edukacja seksualna”, które miało być obowiązkowym przedmiotem w szkołach od najmłodszych klas. „Edukacja seksualna” miała służyć propagowaniu demoralizacji dzieci i młodzieży. Od lat dziewięćdziesiątych XX w. pojawiło się nowe określenie w środowiskach feministycznych, lewicowych promujących antykoncepcję i aborcję, słowo klucz – zdrowie reprodukcyjne. A któż z chorych nie chciałby odzyskać zdrowia po utracie, albo człowiek wiekowy, ile by dał swych zasobów finansowych, żeby stać się młodym, zdrowym i pięknym. Ale nie o takie zdrowie chodzi, reprodukcja ma polegać na depopulacji. Świat ma być tylko dla wybranych, a wyboru, kto ma żyć, a kto ma umrzeć w łonie matki, ma dokonać człowiek trumny. Decyzja należy do człowieka – grabarza populacji ludzkiej.
***
Dzieje naszego narodu są piękne, ale i tragiczne. W czasach bardzo trudnych, w czasie zaborów otrzymaliśmy Boże błogosławieństwo poprzez objawienia Matki Bożej w Gietrzwałdzie. Na błogosławieństwo Boże naród polski odpowiedział wiernością, bogobojnością i odnową moralną. Pan Bóg pobłogosławił nam boomem demograficznym niespotykanym w dziejach Polski. Jednak z czasem przyszli socjaliści różnych odcieni, którzy ten najpiękniejszy dar zniszczyli nam poprzez propagandę regulacji poczęć, „świadome macierzyństwo”, planowanie rodziny czy propagowanie zdrowia reprodukcyjnego, a w ostatnich latach idei gender. To doprowadziło do depopulacji. Straciliśmy szansę bycia mocarstwem w wymiarze ludnościowym, staliśmy się karłem wymierającym.
Zdeprawowanym narodem łatwiej rządzić, łatwiej go zaanektować militarnie, co działo się przez wieki. W ostatnich dekadach deprawacja toczy się przez polskie wsie i miasta na różnych płaszczyznach. Wielki dramat, który dotknął naród polski po 1989 r., to utrata suwerenności gospodarczej, a przede wszystkim utrata niepodległości obyczajowej. Dokonuje się deprawacja młodzieży na skalę masową poprzez dyskoteki i kluby nocne. Poprzez muzykę, bardzo często satanistyczną, wydziera się młodym Boga z ich serca i wprowadza w nihilizm duchowy prowadzący do pustki przeradzającej się w dramaty życiowe.
Działanie deprawacyjne w Polsce od trzech dekad ma charakter zorganizowany, chroniony przez organizacje międzynarodowe. Masowa dekatolizacja, deprawacja i zniewolenie duchowe doprowadziło wprost najmłodsze pokolenie Polaków do depopulacji. Dziecko stało się dla młodych obciążeniem, młodzi ogarnięci nowomodą szukają atrakcji życia, rezygnując z małżeństwa na rzecz wolnych związków bez odpowiedzialności. Na dłuższą metę taki naród nie ma przyszłości. Od trzech dekad trwa proces samozagłady naszego narodu w wymiarze depopulacyjnym.
Proces depopulacyjny przyspiesza z każdą dekadą, a głównym czynnikiem są środki antykoncepcyjne, przede wszystkim pigułka. Prognozując przyszłość demograficzną Polski, można przypuszczać, że w ciągu najbliższych trzech dekad pomniejszymy się do 30 mln, a może nawet i mniejszej liczby mieszkańców. Masowa demoralizacja, zniewolenie duchowe i depopulacja przeprowadzona na młodym pokoleniu Polaków przynosi dramatyczne efekty, które prowadzą naród do samozagłady biologicznej. A gdybyśmy zachowali boom demograficzny z przełomu XIX i XX w. mogłoby nas obecnie być ponad 208 mln. Jednak tak nie jest.
Ks. dr hab. Krzysztof Bielawny
Elbląg