Piotr na Wyspy Brytyjskie jeździł od dawna, były to wyprawy za chlebem, gdyż w Polsce pracy nie mógł znaleźć (jak miliony innych). Na stałe wyjechał prawdopodobnie po dojściu do władzy PiS.
Pełen nadziei na lepsze jutro zakotwiczył wraz z całą rodziną w Szkocji.
Ciężko pracował (budowlanka hydraulika), aż przyszedł czas wakacji i Piotr pojechał na urlop do kraju przodków. Tu spotkało go rozczarowanie -to już nie był ten sam kraj, dookoła pełno zmian i nic już nie było takie jak dawniej. Ludzie mieli pracę, wzrosło najniższe wynagrodzenie, a rodzice dostawali z budżetu państwa słynne 500 +. Zmiany te sprawiły, że nikt już nie zazdrościł Piotrowi kilkuletniego samochodu i pracy za granicą, a koledzy pili lepsza whiskey niż on.
Piotr poczuł się zdradzony, wszak wyjeżdżał po to, aby móc wrócić i poszpanować, poczuć wyższość nad kolegami, którzy zostali i ledwo wiążą koniec z końcem… a tu taka niemiła niespodzianka.
Piotr znienawidził „tenkraj”, a już szczególnie nową pisowską władzę, która pozbawiła go poczucia wyższości i zaplanował zemstę. Wykupił osobistą rejestrację i przyozdobił nią najlepszy samochód, na jaki było go stać – furę żony. Od tej pory znajomi z Vegas (tak światowi mieszkańcy Węgorzewa nazywają swoją wioskę) nazywają go „Piter kozak”.
– Co myślisz Janie o Piotrze? — zapytał pan hrabia, odkładając gazetę.
– Ja myślę panie hrabio, że jest to jeden z nielicznych przypadków, że nazwisko tak dobrze charakteryzuje człowieka — odpowiedział Jan, podając hrabiemu popołudniowe cygaro.
Grażyna Paździoch