Stan wojenny, wprowadzony 13 grudnia 1981 roku, „wisiał w powietrzu” od wypadków bydgoskich w marcu 1981 r.
Odwołanie pogotowia strajkowego związanego ze Strajkiem Generalnym było oznaką słabości władz związku z Lechem Wałęsą na czele. Dzisiaj jest łatwo jest oceniać, ale do oceny historycznej zawsze mamy prawo.
Jedno jest pewne: bez względu na cenę decyzji politycznych, kapitulacja po wydarzeniach w Bydgoszczy – odwołanie Strajku Generalnego – miało wpływ na sojusz lewicowej frakcji Solidarności z komunistami, czego finałem była Magdalenka oraz Okrągły Stół.
Aktywna część społeczeństwa spodziewała się siłowego starcia z władzą komunistyczną, a jedyną tajemnicą był termin, zasięg akcji oraz ewentualny udział sił zewnętrznych.
Podczas tzw. karnawału Solidarności dziesiąty rok byłem pracownikiem nieistniejących już dziś Olsztyńskich Zakładów Naprawy Samochodów (wcześniej TOS) na stanowisku elektromechanika samochodowego.
Pracując zawodowo ukończyłem Technikum Samochodowe oraz rozpocząłem studia humanistyczne w Instytucie Kultury Chrześcijańskiej im. Jana Pawła II w Olsztynie.’
Od samego początku byłem członkiem NSZZ „Solidarność”, wraz z kolegami zakładałem Komisję Zakładową. Strajki oraz pogotowia strajkowe były codziennością tamtego czasu. Miałem okazję poznać Edmunda Łukomskiego oraz Mirosława Krupińskiego – pierwszego i następnego przewodniczącego Regionu, którzy gościli często w naszym zakładzie w związku z koordynacją działalności strajkowej.
Nasz zakład oraz zakłady sąsiadujące: Metalowiec oraz zakłady meblarskie im. Nowotki stanowiły siłę kilkuset ludzi.
Dzięki koledze z pracy, Bernardowi Zdziechowskiemu, nawiązałem kontakt z jego kuzynem Przewodniczącym Społecznego Komitetu Budowy Pomnika ku czci poległym stoczniowcom w 1970 r. na Wybrzeżu.
Po dwu wizytach w Gdańsku zebrałem pokaźną ilość wiadomości oraz zdjęć związanych z wydarzeniami grudnia 1970 roku (wykonałem dużą ilość zdjęć ukazujących poszczególne etapy budowy pomnika poległych stoczniowców), a z zebranego materiału powstała okazała gazetka zawierająca zdjęcia z grudnia 1970 oraz z budowy pomnika słynnych Trzech Krzyży.
Reakcja aktywu czerwonego była natychmiastowa, ściąganie poszczególnych zdjęć, notatek wykonanych na maszynie do pisania, oczywiście braki były na bieżąco uzupełniane.
W związku z tym, że wystawa eksponująca wydarzenia grudniowe oraz budowę pomnika miała miejsce na tablicach ogłoszeniowych Komisji Związkowej była pod ochroną Solidarności.
Od tego momentu zaczynały się moje problemy w pracy, szukanie różnych podstaw na ukaranie mnie. Czułem opiekę Komisji Związkowej oraz dawnego mojego instruktora zawodu Czesława Sawicza, żołnierza AK, uczestnika Akcji „BURZA”, który często uczniom zawodu opowiadał o swoich przeżyciach z czasów okupacji i UB-ecji.
Wielkim przeżyciem był udział w uroczystym odsłonięciu Pomnika Poległych Stoczniowców w Grudniu 1970 roku w Gdańsku w okolicy II Bramy. Zaproszenia imienne wraz z Benkiem otrzymałem od Henryka Lenarciaka.
Później wszystko potoczyło się błyskawicznie: zadyma w Bydgoszczy w marcu 1981 roku, niedoszły Strajk Generalny, o którym wspominałem na początku. letnie Marsze Gwiaździste, listopadowe spotkanie – Wałęsa, ks. Prymas Glemp, gen. Jaruzelski.
Ostatnim akordem znamionującym ostateczny dramat była desantowa akcja na Wyższą Szkołę Pożarniczą w Warszawie, która była objęta strajkiem studentów oraz ostatnie posiedzenie Komisji Krajowej „Solidarności”.
W zakładzie pracy komuniści podjęli ostatnią próbę zwolnienia mnie dyscyplinarnie z pracy, ale dzięki obronie ze strony Związku oraz Rady Robotniczej zachowałem miejsce pracy.
Po wprowadzeniu stanu wojennego po Nowym Roku, mój zakład pracy, jak i wszystkie na terenie całego kraju, stał się jednostką zmilitaryzowaną. W takim układzie w całym kraju, obok internowania, zwolnienia z pracy „elementów antysocjalistycznych oraz wichrzycieli” były normą. Taki los stał się i moim udziałem. 23 lutego 1982 roku zostałem wyrzucony z pracy. Otrzymanie wtedy wymówienia pracy z zakładu zmilitaryzowanego znaczyło otrzymanie tzw. wilczego biletu.
Większość ludzi po otrzymaniu takiego zwolnienia miała nikłe szanse na znalezienie pracy w sektorze społecznym. Znam osoby, które po takim zwolnieniu przez długi czas pozostawała bez środków do życia. Byłem przygotowany na podobne problemy. Wówczas byłem kawalerem, żyła moja mama ze skromną emeryturą. Jak tu nie wierzyć w opatrzność, jeszcze przed końcem urlopu spotkałem swojego byłego nauczyciela i wychowawcę klasy z Technikum Samochodowego pana Baranowskiego, któremu opowiedziałem swoją historię. Były mój wychowawca tylko się uśmiechnął i powiedział to zrobimy czerwonym kawał. Dopiero jak mi opowiedział, że jest jednym z dyrektorów w olsztyńskim PKS i po tym jak na jesieni wyświęcił z ks. Wikariuszem Kapitulnym Janem Obłąkiem (późniejszym biskupem warmińskim) nowoczesną bazę na ulicy: Cementowej, zrozumiałem co miał na myśli.
Po podjęciu pracy w PKS w Olsztynie, spotkałem dawnego znajomego z Zatorza Zbyszka Gryńczuka, który pracował jako elektryk sieciowy. Po zorientowaniu się, że ze Zbyszkiem łączą nas identyczne poglądy polityczne rozpoczęliśmy działalność antykomunistyczną. Przez przypadek, pod koniec stycznia 1982 roku, dostałem od studenta z Gdańska (plastyka) matrycę w kształcie szablonu z grubego brystolu do odbijania logo Solidarności oraz puszkę farby w areozolu koloru niebieskiego.
Przez dwa miesiące ze Zbyszkiem wykonaliśmy bardzo dużą ilość niebieskich (czerwona farba była nie do osiągnięcia) obić Logo Solidarności na wiatach przystanków MPK oraz słupach ogłoszeniowych. Pierwsze nasze debiutanckie odbicie logo miało miejsce na przystanku naprzeciwko Filharmonii przy ulicy Kościuszki, potem poszło jak z płatka. Akcja z odbitkami logo skończyła się po tym jak rozpadła się matryca z brystolu.
Po krótkim czasie spotkałem Mietka Wojtkowskiego z Dajtek, który po wyjściu z wojska był na etapie szukania pracy. Mietek był zawsze duszą towarzystwa, w którym się znalazł, znał twórczość Wysockiego grając świetnie na gitarze wykonywał utwory rosyjskiego barda oraz Jana Kaczmarskiego. Wielokrotnie podczas spotkań w naszym gronie znajomych wprowadzał w ekstazę obecnych podczas wykonywania: Obławy, Ósmego Kręgu, Wigilii na Syberii oraz wielu innych.
Po rozmowie z Mietkiem podjęliśmy decyzję o założeniu wraz ze Zbyszkiem naszego KOS-u (Komitetu Oporu Społecznego). W prasie podziemnej ukazywały się apele o opór społeczny oraz zakładanie KOS-ów.
Zaczęły powstawać pierwsze projekty, a następnie Mietek wykonał pierwsze matryce techniką linorytu. Wygląd estetyczny pierwszych odbitek był niesamowity, wadą naszej produkcji było wolne tempo wynikające z konieczności schnięcia ulotek.
Pierwsze trzy 3-kilogramowe puszki farby drukarskiej (2 czerwonej oraz 1 czarna) załatwił Zbyszek – miał kanał z OZGrafu (o szczegóły nie pytaliśmy).
Trudniej było z papierem, dużo ryz załatwiłem pod pretekstem swoich studiów. Sporą część papieru załatwił też Zbyszek. Pierwsze paczki ulotek gotowych do kolportażu robiły wrażenie. Po przyjściu z pracy szedłem na ulicę Chabrową gdzie czekały już pocięte na odpowiedni wymiar kartki przygotowane do odbicia. Po wielu próbach Mietek sporządzał odpowiednią ilość farby do nakładania na matrycę, potem ruch wałkiem stalowym i gotowe. Świeże ulotki były rozkładane do schnięcia – podłoga, półki, segment, oraz każde wolne miejsce nie wykraczające poza pokój Mietka.
W ciągu dnia Mietek pakował suche ulotki w paczki i chował do wersalki. Od wieczora cykl produkcji ruszał na nowo. Pierwsze partie ulotek były rozkładane w księgarniach, klatkach schodowych oraz urzędach. W lecie Mietek zaczął pracować w ATMOS – firmie produkującej półfabrykaty z drewna.
Dużą część ulotek przekazywałem Bronkowi Bombale, którego poznałem podczas studiów IKCH w Olsztynie (obecnie budynki Katolickiej Szkoły Świętej Rodziny).
Bronek równolegle studiował socjologię na Uniwersytecie Warszawskim, podczas zjazdów (3 razy w miesiącu) przekazywał mi pokaźne ilości prasy II obiegu, dużą popularnością cieszyły się poszczególne numery Tygodnika Mazowsze. Ponad 150 numerów w różnych ilościach!! Muszę przyznać, że kolportaż Tygodnika Mazowsze dał nam możliwość zdobycia papieru do działalności.
W tym mniej więcej okresie ponownie spotkałem Andrzeja Gierczaka pracownika olsztyńskiej kolei, który opuścił internowanie po amnestii. Andrzej odbierał od nas sporą ilość ulotek oraz prasy, którą rozprowadzał dalej.
Na przełomie 1982/83 roku dokonaliśmy akcji rozrzucenia ulotek w restauracji Kasztelanka w stronę stolików przy których siedziało kilkanaście osób. Wydarzenie wywołało sporo zamieszania, barmanki podleciały do drzwi, które zamknęły.
Wraz z Mietkiem udaliśmy się w stronę Staromiejskiej. Mijając Stary Ratusz zauważyliśmy ruch radiowozów MO – widać w sposób ekspresowy obsługa Kasztelanki powiadomiła milicję. Po otwarciu drzwi do Staromiejskiej (z paczką ulotek prawie wszedłem do środka), zauważyłem patrol milicyjny, który legitymował jakąś parę. Szybko z stamtąd wyrwałem, pociągając za sobą Mietka, zanim milicjanci oswoili się z moim widokiem. Dwóch cywilów stojących opodal dzisiejszych ogródków piwnych ruszyło w naszą stronę. Nie wiem jak szybko znaleźliśmy się na lodowatym chodniku na Staszica – bałem się tylko, aby nie wylądować w Łynie, gdyż wtedy nie było kompletnych balustradek. Na skróty minęliśmy starą zajezdnię, internat, Szpital Miejski wtedy zauważyliśmy, że nikogo za nami nie ma. Słysząc tylko odgłos syren radiowozów milicji udaliśmy się na Dajtki. Z tej nerwowej akcji wyciągnęliśmy wnioski, że poszliśmy trochę na żywioł.
Na wiosnę 1983 roku przydarzyła się okazja, aby zrobić coś szczególnego. Zbyszek załatwił w łódzkiej Anilanie spory pakiet biletów na mecz piłkarski – półfinał Pucharu Krajowych Mistrzów (obecna Liga Mistrzów) pomiędzy Widzewem, a Juventusem .
Zbyszek zbajerował jakiegoś kibica z dyrekcji, załatwił autobus i pokaźną paczką pojechaliśmy do Łodzi. Oczywiście dodatkową atrakcją miał być rzut trzech paczek ulotek w najbardziej dogodnym momencie meczu. Usiedliśmy w pewnym oddaleniu od pozostałych towarzyszy podróży. Pod koniec pierwszej połowy meczu ulotki poleciały w stronę dolnych sektorów stadionu ŁKS-u. Oprócz nerwowej reakcji zgromadzonych wokół boiska ZOMO-wców nic się więcej nie wydarzyło.
W latach 1982 – 85, pracowałem w PKS Olsztyn na stanowisku elektromechanik samochodowy oraz legalizator szybkościomierzy samochodowych. Na początku 1983 roku w pracy dokonano wewnętrznej rewizji w związku z kradzieżą pieniędzy z szatni jednemu z pracowników.
Tak się złożyło że tego dnia miałem w swojej szafce ubraniowej kilkanaście numerów podziemnego Tygonika Mazowsze oraz parę paczek ulotek naszej produkcji. Rewizja trwała na dobre, komisyjne osoby brały po trzy osoby, aby przeszukać ich szafki. Poufnie poprosiłem mistrza, aby przerwał tą farsę, bo przecież ten, który ukradł pieniądze nie trzymałby ich w swojej szafce.
Musiałem wyjaśnić zaprzyjaźnionemu mistrzowi Dominikowi Sidorowi co zawierała moja szafka. Po pewnym czasie rewizję przerwano i sprawa kradzieży ucichła.
Po zakończeniu dnia pracy w domu zastałem roztrzęsioną moją mamę, która powiedziała o rewizji w naszym domu. Dwóch esbeków nic nie znalazło – wszystko było jak zawsze u Mietka.
Nie chcę nikogo oskarżać i mam nadzieje że zbiorach IPN-u znajdę wiele odpowiedzi.
Ostatnią największą akcją naszej całej trójki był zrzut kilku paczek ulotek z PDT-u w centrum miasta. Do akcji przygotowywaliśmy przez dłuższy czas. Zbyszek pilnował drzwi głównych, aby nie zostały zablokowane. Ja z Mietkiem mieliśmy dokonać zrzutu z okien na II piętrze naprzeciwko punktu sprzedaży artykułów papierniczych.
W piękny upalny lipcowy dzień akcja przebiegła bez zakłóceń – fala ulotek zasypała centrum miasta od PDT-u do DESSY, aż po gmach Sądu. W momencie wychodzenia Domu Towarowego pod budynek podjechały dwa samochody z ZOMO.
Produkcja ulotek była prowadzona do późnej jesieni 1983 roku.
Oprócz rozkładania ulotek na terenie miasta, naszą produkcje ciągle odbierał Bronek na uczelni i zawoził do Warszawy.
Mimo zabójstw dokonywanych przez SB na duchownych oraz innych osób z początkiem 1984 r., społeczeństwo zauważyło luzowanie niektórych zakazów stanu wojennego.
Podczas kontaktów z działaczami Solidarności Walczącej oraz z lektury ich wydawnictw dochodziły głosy o podwójnej grze niektórych czołowych działaczy pierwszej Solidarności. Wszystkie niesamowite wiadomości kładliśmy na zafałszowaną działalność SB, aparatu partyjnego upadającej PZPR. Niestety wszystkie konszachty, nieoficjalne rozmowy, znalazły swój epilog w Magdalence i Okrągłym Stole.
Zbigniew Gryńczuk wraz z rodziną wyjechał z Polski na początku lat 90, dzisiaj nie mamy z nim kontaktu. Mieczysław Wojtkowski – żonaty posiada dwóch synów jest obecnie znanym olsztyńskim rzeźbiarzem, laureatem wielu nagród i wyróżnień.
Henryk Pejchert
Henryk Pejchert – żonaty posiada córkę i syna. W 1986 ukończył studia na Papieskiej Akademii Teologii, z tytułem magistra. W latach 1992 – 2018 był katechetą w Szkole Podstawowej nr 15 w Olsztynie. W 2000 roku założył Katolicki Uczniowski Klub Sportowy „RODŁO”, klub istnieje do dzisiaj. Od 2018 roku jest emerytem.