Jesień 1939 r. Gdy przez Polskę przetoczył się już front okrutnej wojny a nad Wawelem zawisła złowroga czerwona flaga ze swastyką, władze Uniwersytetu Jagiellońskiego podjęły próbę rozpoczęcia roku akademickiego. Wojna wojną, a Polska potrzebuje ludzi wykształconych. Okupacja kiedyś się skończy, wtedy będą potrzebni młodzi ludzie z dyplomami. Niemcy to mimo wszystko kulturalny naród. Może zrozumieją potrzebę nauki?
Odczyt Sturmbannführera
Tak rozumowała część krakowskiego środowiska akademickiego, od października sondując u władz okupacyjnych możliwość rozpoczęcia pracy. Stanisław Urbańczyk opisał te działania z pozycji pracownika Uniwersytetu Jagiellońskiego:
„4 listopada zeszli się wykładowcy naszego wydziału, aby omówić przyszłą pracę. Skorzystał z tego rektor i zawiadomił ustnie, że 6 listopada odbędzie się odczyt Sturmbannführera (…) SS Brunona Müllera, o poglądach rządu Rzeszy na wyższe szkolnictwo. Właśnie dzień wcześniej wezwał rektora do siebie i grzeczniutko prosił, by mógł w murach uniwersytetu przedstawić te poglądy wobec wykładowców uniwersyteckich”.
Pewnie z mieszanymi uczuciami decydowano się na udział w odczycie, ale taka cena za możliwość uruchomienia uniwersytetu nie wydawała się zbyt wygórowana.
„W poniedziałek 6 listopada otwarłem czytelnię dla studentów, zająłem się różnymi sprawami, tak że dopiero widok zaciągniętych przez uniwersytetem posterunków policji niemieckiej przypomniał mi o odczycie.”
Przekonany, że to tylko ochrona nazistowskiego dygnitarza, Urbańczyk szybko się ubrał i pobiegł w kierunku budynku uniwersyteckiego. Zatrzymał go kordon otaczający zabudowania. Jakiś tajniak skierował go w boczną ulicę, gdzie Urbańczyk ze zdumieniem ujrzał „pod ceglanym murem uniwersytetu kilkanaście osób stojących z twarzą ku ścianie i rękami do góry”. Stanął podobnie, a po chwili ujrzał kolejny zaskakujący obrazek…
„(…) zobaczyłem, że za naszymi plecami posuwa się dziwny pochód: idą dwójkami profesorowie! Znikają za rogiem ulicy(…). Stało tam kilka wielkich, płachtami krytych ciężarówek”.
Nie tylko profesorowie
W ten sposób pod pretekstem wykładu zwabiono krakowską elitę akademicką, tylko po to, by pod presją niemieckich policjantów z Einsatzgruppe I, popychających, wrzeszczących i szturchających kolbami karabinów, trafiła do krytych brezentem ciężarówek. Łącznie ponad 180 osób, głównie z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczej tego dnia aresztowano i umieszczono w więzieniu na Montelupich. Były wśród nich osoby przypadkowe, które znalazły się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie…
9 listopada akcja była kontynuowana. Aresztowano nauczycieli a nieco później także krakowskich prawników, lekarzy i przedsiębiorców. W ten sposób niemieccy okupanci zrealizowali operację, która do historii przeszła pod nazwą Sonderaktion Krakau, choć nazwa ta powstała później i w polskim słowniku historycznym zagościła na stałe dopiero w latach sześćdziesiątych XX w.
Z Krakowa do Sachsenhausen
Z Krakowa naukowców wywieziono do Wrocławia. Tam 27 listopada rozpoczął się kolejny etap gehenny. Polscy uczeni zostali załadowani do wagonów i po blisko dwudziestogodzinnej podróży dotarli do celu…
„Wtem ziemia się jakby zatrzęsła: gwałtownie otwarły się drzwi i z wrzaskiem wdarli się do wagonu esesmani. Nawałnica ciosów, kopniaków i przekleństw (…) odebrała nam po prostu przytomność. Nie wiem, jak znalazłem się na peronie (…). W pamięci został mi (…)obraz: (…) na schodkach stoi prof. Hoyer, siwy staruszek, doc. Wojtusiak stojąc tuż za nim, przechylony w tył, usiłuje podać mu rękę, a równocześnie wygięty w przód, chce uniknąć buta żołnierskiego, który jednak dosięgał jego siedzenia”.
Tak drastyczne powitanie sprawiło, że przybysze na zawsze zapamiętali nazwę Sachsenhausen. Do tego właśnie obozu koncentracyjnego trafili na długie, zimowe miesiące. Permanentne zimno. Głodowe racje żywnościowe. Bicie. Przymusowa praca lub konieczność spędzania dnia w pozycji stojącej. Do tego choroby od dawna doskwierające sędziwym naukowcom, i te świeże, wywołane ciężkimi warunkami obozowymi.
Jako pierwszy 24 grudnia 1939r. zmarł prof. Antoni Mayer. Nowego roku nie doczekał także były rektor UJ prof. Stanisław Estreicher. Łącznie zimą 1939/1940 r. obozowa kostucha pociągnęła za sobą 12 ofiar śmiertelnych… Niestety, nie były to jedyne ofiary.
Zwolnienia i … Dachau
Aresztowanie krakowskich uczonych wywołało falę międzynarodowego protestu. Jeszcze tym częściowo skutecznego. 8 lutego 1940 r. z KL Sachsenhausem zwolniono 101 osób (niektóre zmarły wkrótce po powrocie do domów). Pozostałych, z reguły młodszych naukowców, w większości wywieziono do KL Dachau, gdzie musieli przetrwać jeszcze kilka miesięcy, zanim otwarły się przed nimi bramy obozowe. Należał do nich Stanisław Urbańczyk, który szczęśliwie wrócił do Krakowa i doczekał końca wojny. W 1946 r. opublikował swą pierwszą relację na temat losów krakowskich profesorów, zatytułowaną „Uniwersytet za kolczastym drutem”. W jednym z późniejszych wydań pisał o powojennej wizycie w obozie:
„Stoję przed niedużym, piętrowym budynkiem o jasnych ścianach i dużych oknach. W budynku przebita szeroka brama prowadząca na pusty plac. Już raz stałem przed tym domem i tą bramą. Minęło od tamtego dnia przeszło dwadzieścia lat, a pamiętam go dobrze i będę go pamiętał aż do śmierci”.
Waldemar Brenda