Oglądając film, wszyscy zadajemy sobie pytanie, kim jest Borgman i pozostali bohaterowie, zamieszkujący /w sumie wszyscy są mieszkańcami/ bogaty, czysty, perfekcyjny dom na przedmieściu. Wydaje się, że doskonale ich znamy… Odpowiedzi – jak na ten symboliczny obraz – możemy mnożyć w nieskończoność. Celowo używam określenia obraz, gdyż Alex van Wanderdamm ukończył Gerrit Rietveld Academie, więc posługiwać się barwą, kompozycją, światłem potrafi znakomicie, według najlepszej holenderskiej i niderlandzkiej szkoły malarskiej.
Film pozostawia wiele miejsca dla wyobraźni każdego z widzów. Bliższy jest na pewno poezji niż prozie. W charakterze kompozycji, szkoły i kreski bliżej temu obrazowi do Mondriana / np.Fasada domu i pościg po dachach w Ablu/ niż Rembrandta czy Rubensa, chociaż i takich odniesień w twórczości Autora nie brakuje. Doszukiwałbym się hektycznego nastroju Kooniga w sposobie przedstawienia tematu. Jeszcze podwodne zdjęcia z jeziorka, no chyba Maigritee. Nie będę interpretował definitywnie postaci z filmów. Piszę celowo w liczbie mnogiej, ponieważ może klucz do Borgmana jest w całej dotychczasowej jego twórczości.
Trudne to zadanie, opisać film nie zdradzając jego fabuły… , tym bardziej że przynajmniej dla mnie oczywistą intencją autora było ukrycie części przekazu. Spróbuję to zrobić, aby zachęcić do pozostania przed ekranem. Oczywiście tego, co ukrywa autor, nie bardzo można powiedzieć we współczesnej Europie wprost. Kilku moich przyjaciół kinomanów opuściło salę na naszych spotkaniach we młynie. Wanderdamowi udaje się skutecznie urazić uczucia części widowni. Sam byłem tego świadkiem, dlatego też proszę cierpliwie oglądać do końca.
Autor osobiście pojawia się w pozornie epizodycznej roli ogrodnika. Roli jednak niezwykle istotnej. Ogrodnika, pieczołowicie dbającego o perfekcyjne zadbany otaczający dom park, kwiaty, krzewy.
Powinienem wspomnieć, iż bliskim przyjacielem reżysera oraz aktorem występującym w innym jego filmie „De Nordlingen” był zabity przez islamskiego terrorystę wnuk van Gogha – Theo van Gogh. Tak, to ten, który nakręcił film z nagą kobietą w przejrzystym szalu czytającą głośno wersety z Koranu. Theo gra w „De Nordlingen” motocyklistę przemieszczającego się w różnych konfiguracjach po planie filmu.
Holandia objawia się jako kraj o łatwym dostępie do usług erotycznych. Dla innych jest to państwo, w którym można wyrazić zgodę na eutanazję oraz takie, gdzie dozwolone są bardzo bliskie związki małżeńskie wewnątrz rodzin.
Dla jeszcze innych będzie to państwo, z którym mamy najwyższe /po Stanach Zjednoczonych i Niemczech / obroty w handlu zagranicznym. Kraj, który podobnie ucierpiał w czasie II wojny światowej z powodu najazdu sąsiadów. Miejsce, gdzie Polaków się lubiło.
Najczęściej jednak jeśli myślimy o Holandii to na pewno nie o fabrykach, portach czy przemyśle. Zazwyczaj pojawiają się w naszych głowach pola tulipanów, dalii, chryzantem, storczyki , mleko, masło, kanały, kraina z bogatą i wielowiekową kulturą ogrodniczą. Nawet marihuana, o której myślą niektórzy wspominając Amsterdam, potrzebuje bardzo dobrych warunków do wzrostu… a ta holenderska ponoć jest najlepsza.
Otóż, ten ogród ulega destrukcyjnym działaniom przybyszy, którzy wprowadzają tam swoje porządki. Można byłoby porównać takie działanie do sytuacji w której, ktoś wpadłby do nas na wigilię, zajmując wolne miejsce prze stole dla gościa, a następnie w daniach pozamieniałby wszystko – karpia na pangę lub rekina, zamiast śledzia byłyby sajgonki, a zupa…, zupa byłaby z kota i to nie patroszonego, zdjętego z kolan siedzących pod choinką dzieci. Pozwalam sobie na takie porównanie i dygresję, gdyż znam inne filmy autora i dostrzegam jego czujne reakcje na brak zainteresowania dużej części świata tym, co działo się za żelazną kurtyną, losem Lumumby, ograniczoną rolą przekazu telewizyjnego. Autor widzi występujące wokół przemiany społeczne, dzieląc się swoimi obawami i przewidując skutki.
Są wśród nas tacy, co wiedzą, jak to jest wpuścić gości na wigilię i zjeść przy stole własnego ukochanego kota albo psa… jeszcze się uśmiechnąć i podziękować.
Ogród. Poczynając od wyboru ogrodnika to kluczowe momenty i miejsca dramatu politycznego w tym filmie. Oczywiście opowieść musi mieć jakiś kontrapunkt. Jest nim znakomity Jan Bijvoet, grający tytułową postać. Kluczową sceną, która pomaga zrozumieć intencje Autora, jest swoiste Theatrum w ogrodzie. Reżyser ustawia scenę przed nami. Obserwujemy zza pleców audytorium: teatr w filmie, pozwalający utożsamić się z widzami i włączyć do przedstawienia. Cóż widzimy w kluczowej scenie. W ruinach zniszczonego, o przepraszam, przebudowanego ogrodu , grupa amatorów przeciąga wielkie kartonowe bloki z napisami… Żeby było weselej, na jednym z portali dla kinomanów usunięto dużą część tej sceny. Cenzura? W naszych czasach?
Całe to kuglarskie źle zagrane, byle jakie, amatorskie przedstawienie nijak nie pasuje do powagi z jaką traktuje je Marina z dziećmi i mężem. Zadziwiająca jest logika, inspirująca aktorów theatrum. W rzeczywistości grają sztukę o odchodzącym świecie widza i opowiadają historie pokonanych. Przewrotność autora jego prowokacyjna gra z widownią, igranie z naszymi próbami zdefiniowania jednoznacznego tego obrazu stawiają Wanderdamma w szeregu z takimi mistrzami prowokacji i kamuflażu jak Passolini…Tylko, że po innej stronie barykady.
Kim jest Marina? Kim jest Borgman? Kto wpuszcza obcych do własnego domu i pije cierpliwie to nawarzone… wino? Kogo fascynują dziwni przybysze. Dlaczego pozwolono im przebudować „ogród” i przymyka się oczy na wymianę ”ogrodnika”? Dlaczego nikt nie zadaje pytań? Dlaczego przyjmujemy wszystko według naszych wyobrażeń o Obcych? Czy tak dyktuje prawo? Czy wobec tego to prawo jest właściwe? Wszyscy bohaterowie – i tu Autor dokonał czegoś niezwykłego, ponieważ wszyscy bohaterowie są biali – a ponadto, nie bójmy się tego powiedzieć, wszyscy są po prostu źli. Trudno powiedzieć o kimkolwiek z nich coś dobrego… Nawet dziewczynka, ta malutka … no szkoda słów.
Wydaje się, że jest w tej strategii pewna idea. Cóż byłoby gdyby nakręcić tak jednorodnie „biały film” z pozytywnymi bohaterami – jak to miało miejsce np. w przypadku obecnie krytykowanych „Przyjaciół” amerykańskich?
Czy ci co przebudowują „ogród”, są tylko senną marą, strzygą, która dusi Marinę z obrazu Johana Hainricha Fuessli „ Nocna Mara” 1783 Detroit Museum. Wraz z jego naśladowcami: Johnem Raphaelem Smithem, Thomasem Rowlandsonem, Giełczyńskim… Układ ciała u Borgmana jest identyczny. Czy to tylko „Zły”, jak z Tyrmanda, z towarzyszącymi demonami w postaci chartów?
Poza fabułą, należy wspomnieć słów kilka dobrych o muzyce, często komponowanej przez autora.
Wiem, z licznych wywiadów, że Wanderdam za swój największy sukces uważa „Ludzi z Północy”. Dla mnie jednak to „Borgman” jest jego najwybitniejszym i najniezwyklejszym filmem, pomimo ukrycia i zamaskowania wielu elementów fabuły. Film odważny. Wbrew prądom światowego i europejskiego kina. Zdecydowanie dla wytrawnego kinomana. Polecam. Proponuję oglądać w kilka osób. Można podać śledzia po holendersku/ tak jak w „Ablu” tegoż samego autora… i wódka. Koniecznie zmrożona. Oczywiście nie za dużo…na rozgrzewkę. Żeby nie było, że namawiam. Nie da się obejrzeć tego filmu bez dobrze schłodzonej flaszki.
My tak zrobiliśmy. Nawet zrobiliśmy tak parę razy. Dyskusja trwała wiele godzin po filmie. I to było urzekające, że rozpaliły nam się głowy, że kino, prawdziwe Kino, prowokuje do dyskusji, wywołuje potrzebę analizy otaczającej nas rzeczywistości. Budzi po prostu sumienie. Bardzo polecam.
Tomasz Kardacz