Redakcja Deb-Wyb. Sekcja Pióropałkarzy
Skąd masz czajnik?
W redakcyjnym pokoju panowała wyjątkowo ciężka atmosfera.
– Soszka, masz przerąbane! Hutnik zrobił z Ciebie wała kompletnego. Grzywa pięknie Cię podpuścił. Widział, że na Naszystów (a szczególnie na Hutnika) łykniesz wszystko. Każdą bzdurę napiszesz, byleby tylko im przywalić – Kursik szydził z kolegi.
– A Ty głąbie też pisałeś to samo. O siebie się martw – Soszka nie miał zamiaru wdawać się w dyskusję.
– Tysiąc razy Ci tłumaczyłem: Ja Kursik, to ja Kursik, W-ybka to W-ybka. Piszemy do swojej sekty – oni nic innego nie chcą czytać. Za to mi płacą, takie mam zadanie – walić w Naszystów. Mogę napisać, że Naszyści na zebraniach krew LGBT-owską piją – i we wszystko uwierzą. I koniec! – Kursik walnął pięścią w biurko.
– A Ty Soszka chcesz być ikoną prawicy i ponoć stale budujesz swoją styropianową legendę. Ty naprawdę schizofrenik jesteś. Z jednej strony się uśmiechasz, ochrony się domagasz, a potem walisz w tych samych ludzi. Masz coś z głową – ciągnął Kursik.
– Chyba też zacznę pisać o piciu LGBT-owskiej krwi przez Naszystów, a szczególnie przez Hutnika i Kowala. Ci co De-bkę czytają też we wszystko uwierzą, a na pewno będą dzwonić do siebie i powtarzać: czytałeś? Czytałeś? – Soszka mruczał pod nosem. Był w stanie rozkojarzenia.
– Soszka Ty szybciutko z tych garnków Hutnika uciekaj, bo już na Ciebie zęby sobie ostrzą i tym razem się nie wywiniesz. Chyba, że znowu żółte papiery pokażesz – Kursik wrócił do poważnego tonu.
– A Ty to co? Przecież razem to pisaliśmy! Nie boisz się? – Soszka wrócił do rzeczywistości i tym razem odpowiedział na zaczepkę.
– O mnie to Ty się nie martw, jak walę w Naszystów – to Czerstwa najlepsze kancelarie wynajmie. Cena nie gra roli – powiedział Kursik z pewną siebie miną.
– No tak, ostatnio Wydawca powiedział, że nie po to on całe dnie zapachy miesza, naraża się i kombinuje przy składkach, aby potem wydawać na papugi, gdy mnie poniesie fantazja i coś tam napiszę – Soszka podszedł do stolika w rogu pokoju i zaczął parzyć herbatę.
Kursik też wstał i podszedł do Soszki.
– O, proszę nowy sprzęcik, jaki ładny czajniczek! Wydawca kupił? Nie to nie możliwe, on jak grosz musi wydać to zęby go bolą – Kursik pokiwał głową.
– E tam Wydawca. Od Grzywy dostałem – odpowiedział Soszka i natychmiast ugryzł się w język.
– Co? Od Grzywy dostałeś?! – Kursik aż jęknął.
– Zaraz, zaraz co tam jest? Ten numer napisany na spodzie…, przecież tego ma prokuratura szukać. Ty Soszka rzeczywiście masz schizę na sto procent i żółte papiery Ci się należą człowieku. I nie za pisanie, ale za paserkę Cię posadzą, a ordery odbiorą – Kursik złapał się za głowę.
Soszka zrobił głupią minę.
– Może oddam Grzywie… – wydusił z siebie.
Do pokoju wkroczył Wydawca. Spojrzał na Soszkę.
– Afera garnkowa?! Kto to wymyślił?! Puszczać mi tu natychmiast sprostowanie, co Hutnik napisał. Wychodzimy na kompletnych durni. Zwoju, dałeś się podpuścić?! Łykasz wszystko jak indyk na tuczu? Już Ci ostatnio mówiłem, grosza za Ciebie nie zapłacę!
– Szefie, a wolność słowa? – wydusił Soszka.
– O i jeszcze podarunki bierzesz! Grzywa się pochwalił, że za czajnik cię kupił…
Soszka blady usiadł przy biurku.
– Chyba bym się napił! – jęknął.
– Może herbatki? – Wydawca chwycił czajnik i wyrzucił przez okno. Spojrzał na Kursika.
– Do mnie za pięć minut! – wyszedł trzaskając drzwiami.
A Kotek Mruczek wdrapał się znowu na parapet redakcyjnego okna…