Socha, Bachmura, Deb@ta
Trochę wspomnień
Pod koniec lat osiemdziesiątych, w bardzo wąskim olsztyńskim środowisku osób walczących o wolna Polskę, Bogdan Bachmura, Adam Socha, Jerzy Szmit stanowili wyróżniające się trio. Byli młodzi, dynamiczni, pełni zapału i wiary, że komuna wkrótce upadnie. Kolportowali i wydawali podziemne wydawnictwa, konspirowali, tworzyli zalążki przyszłego wolnego demokratycznego ładu. Szmit i Bachmura przeszli nawet przez komunistyczne więzienie. Wspólna działalność w imię wysokich ideałów stworzyła przyjaźń, która wydawało się przetrwa największe próby.
Jednak ich drogi zaczęły rozchodzić się. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych między Sochą i Szmitem dochodzi do dziwnej rozmowy. Szmit zakończył właśnie wspólną pracę w Super Expressie i objął stanowisko Dyrektora Generalnego Urzędu Wojewódzkiego. Socha wówczas stwierdził, że skoro Szmit zaczyna robić karierę polityczną to on, jako dziennikarz, nie chce być związany z nim przyjaźnią, bo może to go ograniczać. Gdyby, na przykład, przyszło mu coś krytycznego napisać o starym przyjacielu.
Początkowo niewiele zmieniło się. Socha był jednak stale kojarzony ze Szmitem i określany jako PiS-owski dziennikarz. Raniło to dotkliwie redaktorską ambicję. W efekcie przy każdej okazji pokazywał, że ze Szmitem nie ma już nic wspólnego, a z dawnych sentymentów nie ma już śladu.
Spirala zaczęła nakręcać się szczególnie, kiedy dla Sochy głównym narzędziem warsztatu stał się portal Deb@ta. Funkcjonujący w Internecie tytuł pozwala błyskawicznie reagować na wydarzenia, ale też stwarza możliwość umieszczania anonimowych komentarzy, które nie muszą mieć jakiegokolwiek związku z publikowanymi tekstami. Ponieważ anonimowi komentatorzy szybko zorientowali się, że Socha nie reaguje na wypisywane wynurzenia, Deb@tę zalewa ohydny rynsztokowy hejt. Najczęściej w komentarzach celami ataku są oczywiście osoby z szeroko rozumianej prawicy. Wszystkie liczące się w Olsztynie portale informacyjne i publicystyczne w różny sposób wyeliminowały anonimowy bezkarny hejt ze swoich stron, tylko nie Deb@ta.
Szmit początkowo próbował rozmawiać, tłumaczyć, nawet pisać. Jednak kiedy nie przynosiło to efektu, zaczął ostentacyjnie ignorować zaczepki starego druha, nie odpowiadał na publicznie zadawane pytania, przestał odbierać telefony. Mało tego – otwarcie zwrócił się do członków Prawo i Sprawiedliwości, aby zrobili tak samo.
Reakcja Sochy była łatwa do przewidzenia: urażone ambicje, frustracja, złość i chęć pokazania swojego „ja”. O ile łatwiej i ciekawiej byłoby, gdyby udało się Szmita wciągnąć w rozmowy, polemiki, tłumaczenia się. Gdyby zaczął odpowiadać na bezsensowne, tendencyjnie postawione pytania, których celem nie jest otrzymanie obiektywnej, przydatnej czytelnikowi informacji, a tworzenie atmosfery skandalu i potwierdzanie wcześniej postawionych absurdalnych twierdzeń. Wówczas komentarzem albo podsumowaniem mógłby mu zadać cios ostateczny. Szmit jednak przestał reagować i dalej robi swoje. Co zrobił Socha? No to walimy w otoczenie Szmita i jego samego.
Druga historia. Był rok 1990, w maju odbywały się pierwsze, w pełni wolne wybory od samorządów gminnych. Według wówczas obowiązującej ordynacji wyboru wójtów i prezydentów dokonywały rady miast i gmin. W Olsztynie, tak jak w całej Polsce, wygrał Komitet Obywatelski reprezentujący siły polityczne niedawnej antysystemowej opozycji. Kiedy doszło do wyboru prezydenta miasta – jako naturalna pojawiła się kandydatura Bogdana Bachmury, młodego przedsiębiorcy, pełnego energii i pomysłów, jeszcze niedawno prześladowanego działacza poziemnej Solidarności. Jednak jak to bywa w życiu, nie tylko w polityce, to co dla jednych jest oczywiste, dla innych wcale nie. Ówczesny okrągłostołowy ośrodek decyzyjny zadecydował, że kto inny zostanie pierwszym demokratycznym prezydentem Olsztyna, a mianowicie bankowiec Jerzy Bukowski. Kandydatura Bachmury została odrzucona w czasie wewnętrznych zakulisowych dyskusji. Jako pretekstu użyto argumentu, że Bachmura nie posiadał wówczas wyższego wykształcenia. Choć warto zaznaczyć że takiego wymogu zarówno wówczas jak i do tej pory nie ma.
Demokracja po raz pierwszy bardzo twardo potraktowała swojego żołnierza. Bachmura otrząsnął się wówczas po ciosie, choć głęboka zadra do demokracji i świata już w sercu została. Cztery lata później przyszedł drugi cios. W wyborach do Rady Miasta Olsztyna startował Komitet Teraz Olsztyn. Skupiał on rzemieślników, kupców, przedsiębiorców. Z tych list startowali też członkowie i sympatycy Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Szmit i Bachmura byli wówczas działaczami tej partii. W okręgu na Zatorzu doszło do ciekawej sytuacji. Dwóch kandydatów otrzymało taką samą liczbę głosów: Dąbkowski i Bachmura. Kto otrzyma mandat zadecydowała, według ordynacji, kolejność na liście. Była ona ustalana w ramach uzgodnień koalicyjnych. Do Rady dostał się Dąbkowski (reprezentant rzemieślników), ponieważ na liście był wyżej od Bachmury. Na dodatek brat Bachmury, który chciał zagłosować w tym okręgu nie mógł tego zrobić, ponieważ nie było go na liście uprawnionych do głosowania w tej komisji wyborczej. Z Jarot do Rady Miasta dostał się wówczas Szmit. Ten cios ostatecznie przekonał Bachmurę, że w demokracji to on się raczej nie odnajdzie, a co więcej nie chce mieć z nią nic wspólnego.
Jednak raz rozpaloną chęć uczestniczenia w życiu publicznym trudno ugasić. Bachmura funkcjonował w Stowarzyszeniu Mała Ojczyzna. Stowarzyszenie skupiające osoby o nastawieniu konserwatywnym światopoglądowo i liberalnym w sprawach gospodarczych wydawało się dla Bachmury idealnym środowiskiem. Do czasu. Podobnie jak u Sochy zadziałał „kompleks Szmita”. Szmit był przewodniczącym Małej Ojczyzny. Szybko stał się medialną i społeczną twarzą rosnącego w siłę Stowarzyszenia. Taka sytuacja nie odpowiadała Bachmurze i swoją aktywność organizacyjną ograniczył do minimum. Kiedy Szmit zaczął stawać się liczącym politykiem, wraz z grupą członków Małej Ojczyzny Bachmura zwrócił się do Szmita, aby ustąpił z funkcji przewodniczącego. Argumentacja była prosta i podobna jak u Sochy – Przewodniczący bardzo obciąża swoją osobą wizerunek Małej Ojczyzny. Szmit specjalnie nie upierał się, złożył rezygnację. Przewodniczącym Małej Ojczyzny został Adam Kowalczyk. Zmiana szefa nie pomogła. Stowarzyszenie dalej pozostawało w cieniu Szmita, ponieważ było z nim kojarzone. Dla Bachmury było to nie do zniesienia. Odpowiedzią na ten problem było powołanie Stowarzyszenia Święta Warmia, które już nie kojarzyło się z Szmitem. Mała Ojczyzna pod rządami Adama Kowalczyka zaniechała działalności. Święta Warmia po pierwszym okresie ciekawej aktywności straciła zapał do uczestniczenia w życiu publicznym.
Ciąg dalszy nastąpi…
Jerzy Szmit