Znamy tę scenę z Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej… Ze zdjęć, książkowych opisów, filmów dokumentalnych. Także z Internetu (https://www.youtube.com/watch?v=sepbDGP964A), gdzie możemy ją odnaleźć w nieprzebranych zasobach Sieci… Jest 5 maja 1939 r. Na mównicę wchodzi wysoki, szczupły mężczyzna i mocnym głosem zaczyna wystąpienie. To minister spraw zagranicznych Józef Beck. Czasem musi odchrząknąć, choć nie wiemy – czy to waga słów przezeń wypowiadanych utrudnia wypowiedź, czy raczej teatralne podkreślenie efektu?
„Nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę”
Minister odnosi się do polskiej polityki zagranicznej. Mówi o relacjach Warszawy z Berlinem i niedawnych brytyjskich gwarancjach. Mocno brzmią słowa: „(…)muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da!„. Poselska izba przyjmuje to kategoryczne stwierdzenie brawami. Po kilku minutach padają kolejne zdania, z perspektywy późniejszych zdarzeń mające wymiar ponadczasowy: „Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor„.
„Pokojowa” ekspansja?
Przemówienie ministra Józefa Becka w maju 1939 r. nie było wydarzeniem przypadkowym. Od kilku lat nad Europą zbierały się brunatne chmury niemieckiej ekspansji. Ale tylko w nielicznych stolicach dostrzegano nadciągające niebezpieczeństwo. W 1933 r. Adolf Hitler sięgnął w Niemczech po władzę. Dwa lata później przywrócił w Niemczech powszechny obowiązek służby wojskowej. Przystąpił do modernizacji armii. W 1936 r. Wehrmacht wkroczył do zdemilitaryzowanej Nadrenii. W marcu 1938 r. III Rzesza wchłonęła Austrię. „Ein Volk, ein Reich, ein Führer!” – skandowały tłumy wyciągając ku górze prawą rękę w geście nazistowskiego pozdrowienia. W ostatnich dniach września 1938 r. za zgodą przywódców Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch zgromadzonych w Monachium Niemcy oderwali Sudety od Czechosłowacji. 15 marca wkroczyli do Pragi. Powstał Protektorat Czech i Moraw. Słowacja została ogłoszona państwem formalnie niezależnym, choć w istocie uległym III Rzeszy. 23 marca odebrano Litwie Kłajpedę… Ta „pokojowa” ekspansja wynosiła popularność Hitlera w Niemczech ku niebotycznym wyżynom. Budowała przekonanie, że kolejne posunięcia również zakończą się sukcesem. Teraz był on potrzebny Adolfowi najbardziej, bo od kilku miesięcy w dyplomatycznej rozgrywce o panowanie nad kontynentem pojawiły się kolejne żądania. Ich adresatem była teraz Warszawa…
Między Berlinem a Warszawą
Stosunek Polski do nazistowskich Niemiec ulegał zmianie. Najpierw, tuż po objęciu przez Hitlera władzy, powrócił konflikt o Gdańsk, którego efektem było wysłanie polskiego oddziału na Westerplatte oraz koncepcja wojny prewencyjnej sondowana przez Piłsudskiego. Historycy dziś nie mają pewności, czy taki scenariusz był możliwy. Tym niemniej nie można przecież całkowicie zlekceważyć tego aspektu ówczesnej sytuacji międzynarodowej, gdy wracamy do relacji między Warszawą a Berlinem w początkach lat trzydziestych…
Tymczasem w 1934 r. obydwa państwa podpisały deklarację o niestosowaniu przemocy i od tego czasu niemiecka dyplomacja usiłowała zacieśnić wzajemne relacje, widząc w Polsce potencjalnego sojusznika w nadchodzącej wojnie. Te zabiegi wydawały się obiecujące. W 1938 r. Polska skorzystała na układzie monachijskim, zajmując Zaolzie. Kilka miesięcy później wsparła starania Węgier o włączenie Rusi Zakarpackiej kosztem Czechosłowacji. Niektórzy także współcześnie widzą w tym zbliżeniu realną szansę na polsko – niemieckie współdziałanie przeciw Sowietom. Mam w tym względzie odmienne zdanie. Ale nawet jeśli tak by było, to – jeśli mogę sobie pozwolić w tym miejscu na taki aktualizujący wtręt – dzisiejsza Rosja, tak chętnie wracająca do tego wątku, powinna tę sytuację bardziej rzetelnie uwzględniać w swojej narracji historycznej. Wszak zawarcie takiego sojuszu oznaczałoby wspólny polsko-niemiecki atak na Wschód. Tak mogłoby się stać, ale tak się nie stało! Sam Kreml w 1939 r. nie miał takich skrupułów…
Wbrew tym pozornym przejawom zbliżenia z III Rzeszą, Józef Beck pozostawał twardym zwolennikiem kontynuowania polityki równowagi, czyli zachowania równego dystansu między Berlinem a Moskwą i niewchodzenia z żadną z tych dwóch stolic w jakiekolwiek układy wymierzone przeciw drugiemu sąsiadowi. Toteż, gdy na fali dotychczasowych sukcesów Hitler wysunął swe żądania wobec Warszawy, obiecując trwałą przyjaźń i współprace przeciw ZSRS za cenę niewielkich – jak butnie sądził – polskich ustępstw terytorialnych, minister Józef Beck zintensyfikował swe działania na rzecz sojuszu z Anglią i Francją. Londyn i Paryż zrozumiały wreszcie zagrożenie i udzieliły Polsce gwarancji. Wtedy Hitler zrzucił maskę gołębia.
„Deutschalnd, Deutschalnd uber alles„?
28 kwietnia 1939 r. Adolf Hitler wygłosił w Reichstagu skandaliczne przemówienie: mówił o przestrzeni życiowej dla Niemców, o polskich „prowokacjach” i zerwaniu traktatu z 1934 r. Obrońców traktatu wersalskiego nazwał… podżegaczami wojennymi. To oznaczało faktyczny szantaż. Tym groźniejszy, że od kilku tygodni trwały niemieckie przygotowania do ataku na Polskę.
To w odpowiedzi na pełną furii i inwektyw wypowiedź niemieckiego dyktatora, 5 maja 1939 r. Józef Beck zabrał głos w polskim Sejmie. Jego wystąpienie, spokojne, choć równocześnie wyraziste w swej emocjonalnej wymowie, stanowiło ważny punkt odniesienia dla polskiej opinii publicznej. Wiedzieliśmy, że nie ustąpimy… Jednocześnie, już poza kulisami oficjalnych wystąpień zaczynał się wyścig z czasem…
Świat maszerował ku wojnie. W rytmie „Deutschalnd, Deutschalnd uber alles„…
dr Waldemar Brenda