Niekiedy słyszę: „Po co tyle o Żołnierzach Wyklętych?”, „Czy naprawdę zasługują na taki szacunek?”, „Wystarczy o tej konspiracji…”. Zwykle w odpowiedzi staram się dobierać argumenty, żeby wyjaśnić, uzasadnić, przekonać…
Może więc warto tytułem przykładu przypomnieć, jak w II Rzeczypospolitej odnoszono się do kombatantów Powstania Styczniowego. Wszak dwudziestolecie międzywojenne od powstania dzieliło mniej więcej tyle lat, co III Rzeczpospolitą od dramatu ostatniej wojny i pierwszych lat powojennych. Może wtedy łatwiej nam będzie zrozumieć, co winniśmy ich następcom i kontynuatorom – żołnierzom Polskiego Państwa Podziemnego i konspiracji antykomunistycznej?
Najpierw o samym powstaniu. Wybuchło w nocy z 22 na 23 stycznia 1863r. i było największym polskim zrywem niepodległościowym w XIXw. Krwawo stłumione, nie przyniosło niepodległości. Wręcz przeciwnie, ziemie polskie pod rosyjskim panowaniem zostały pozbawione resztek autonomii a społeczeństwo, zduszone represjami, zdawało się raz na zawsze porzucić myśl o zbrojnych wystąpieniach… Nie byłby to jednak pełny obraz. To przecież na legendzie powstania styczniowego swoje patrzenie na przeszłość i przyszłość budował Józef Piłsudski, rocznik 1867. Ten wielbiciel romantycznej poezji Słowackiego, pierwotnie zwolennik socjalizmu i rewolucji (postrzeganej jako ruch, który przyniesie ziemiom polskim także wyzwolenie narodowe) w końcu „wysiadł z czerwonego tramwaju na przystanku Niepodległość”. Powszechnie jest uważany za jednego z najważniejszych „Ojców założycieli” polskiej państwowości, która rozkwitła w listopadzie 1918r.
I oto w tych pierwszych miesiącach niepodległości, gdy młode państwo musiało borykać się z ogromem trudności, począwszy od budowania armii, sprawnej administracji, systemu prawno – politycznego, poprzez zyskanie akceptacji międzynarodowej aż po wywalczenie granic i uspokojenie konfliktów wewnętrznych, stojący na czele państwa Naczelnik Józef Piłsudski nie zapomniał o sprawie, z dzisiejszej perspektywy mogłoby się zdawać, że drugorzędnej.
21 stycznia 1919 r. został ogłoszony rozkaz Piłsudskiego, nadający weteranom Powstania Styczniowego uprawnienia żołnierzy Wojska Polskiego. Miało to oczywiście określone konsekwencje, w postaci stałej pensji państwowej i prawa do noszenia charakterystycznych granatowych mundurów i czapek rogatywek, zwieńczonych orłem wojskowym z literą „W” na piersi i datą „1863” na tarczy amazonek. Krój munduru został określony w późniejszym terminie. Pod koniec 1919r. nadano także byłym powstańcom stopień podporucznika, potwierdzając wyższe stopnie tym, którzy takowy już posiadali.
Sam Piłsudski okazywał styczniowym weteranom wielki szacunek. Także oficerowie Wojska Polskiego oddawali umundurowanym powstańcom honory wojskowe bez względu na stopień. Dotyczyło to również żyjących jeszcze nielicznych uczestników wcześniejszych zrywów niepodległościowych. Kilkudziesięciu bohaterów 1863r. otrzymało Order Virtuti Militari V klasy, zaś w 1933r. wszyscy żyjący powstańcy zostali odznaczeni Krzyżem Niepodległości… Niestety, z roku na rok było ich coraz mniej…
W grudniu 1919r. specjalna komisja przyznała prawa weteranów 3644 osobom. Pięć lat później wśród żywych było 1791 uczestników powstania, a w 1933 już tylko – 258. Aby zapewnić potrzebującym odpowiednią opiekę, w Warszawie otwarto dla nich specjalne schronisko św. Teresy. Zapraszano ich na państwowe uroczystości, nie tylko w wojsku, ale także w międzywojennej szkole ucząc młodych Polaków szacunku dla tych, którzy w imię świętych ideałów wolności nie wahali się składać najwyższej daniny. To m.in. na ich przykładzie kształtowali swe poczucie patriotyzmu późniejsi „chłopcy z lasu”.
O nich również nie powinniśmy zapominać.
dr Waldemar Brenda