Redakcja Deb-Wyb. Sekcja Pióropałkarzy
Soszka bohater
Soszka nerwowo chodził po pokoju i mruczał coś pod nosem. Kursik z twarzą przyklejoną do ekranu komputera gorączkowo przeczesywał Internet.
– O… o… o… jest! Macierzysty, Macierzysty… O zobacz Soszka… Nieetyczne doświadczenia na płodach ludzkich. Nieźle to brzmi! – Kursik pokazał palcem na ekranie.
– Dochodziły informacje…, jest kontrola… może to zaważyć na dalszej karierze zawodowej. Proszę bardzo rzecznik Ministerstwa… Uuu… grubo, Soszka grubo.
– A widzisz! Nareszcie! Pamiętasz, jak kilka miesięcy temu próbowałem o tym pisać, to mocna, bardzo mocna kancelaria przysłała taki list do Wydawcy, że kazał mi natychmiast skończyć ten temat – Soszka mówił podniesionym głosem.
– A, tak! Było, było, że z pępowiny produkują jakieś komórki, które na wszystko pomagają, nawet na covida. Macierzysty grube miliony wziął z ministerstwa na badania, obiecywał, że każdego wyleczy – Kursik przypominał sobie historię.
Soszka usiadł za biurkiem, przez chwile milczał.
– Chciałem pisać, tak chciałem pisać – powtórzył i uderzył pięścią w biurko – Chciałem pisać!
– Chciałeś, chciałeś i co z tego, kancelaria do Wydawcy napisała i skończyła się historia – Kursik machnął ręką.
– Kancelaria to kancelaria. Gorzej, że sam Protektor zadzwonił, kazał mi natychmiast zostawić sprawę. A wcześniej napisać tak, żeby każdy myślał, że ta historia z komórkami macierzystymi to taka zwykła pazerność Macierzystego na kasę i tylko tyle. Pewnie, gdyby głębiej pogrzebać to wielu miałoby duży problem, dlatego zadzwonił – Soszka wylewał żale.
Zadzwonił telefon na biurku. Soszka spojrzał kto dzwoni i natychmiast odebrał.
– Tak, tak oczywiście, już można pisać?! Super! Biorę się do roboty – Soszka stał wyprostowany jak struna przy biurku i prawie strzelił obcasami.
– No to sobie pojadę! Materiał zebrany już mam, tylko sobie poukładam i mnie Macierzysty popamięta. O tych komóreczkach, instytucikach, spółeczkach, wspólnikach, płodach ludzkich, co to nie wiadomo skąd się biorą, o forsie co od biedaków wyciągał, a nic nie leczył, tu proszę są opinie naukowców i relacje oszukanych – Soszka był dobrze rozgrzany.
Kursik słuchał i patrzył na Soszkę zdziwionym wzrokiem. Soszka nie ustawał.
– Pojedziemy z gościem. Tak go promowałem, taką mu klakę robiłem. Miał tu, u nas, Naszystów wymieść z powierzchni ziemi, a on co zrobił? Jakieś zgniłe kompromisy z nimi zawierał, ministrem był. A najgorsze, że zaczął mnie olewać, tak jak oni wszyscy, nie odbiera telefonów, nie reaguje na maile, swoją politykę zaczyna prowadzić. No to zobaczy co może wolna prasa, zobaczy! – Soszka dalej wyrzucał z siebie słowa, gestykulował, chwytał się za głowę.
Kursik patrzył na niego ze złośliwym uśmieszkiem.
– Zakiwałeś się Soszaka, oj zakiwałeś. Jeszcze niedawno ostatnią nadzieję białych z niego robiłeś, autorytet wielki, a teraz co? Od ściany do ściany się miotasz. Albo masz ty coś z głową albo piszesz na telefon. A tak w ogóle to kto do Ciebie dzwonił? – zapytał Kursik.
– Nieważne, znajomy – szybko uciął Soszka i już nie reagował na nic tylko, pisał, pisał, pisał.
Dwa dni później o tej samej porze. Do redakcyjnego pokoju wpada Wydawca w euforycznym nastroju.
– Soszka, jesteś bohaterem, jest siła, jest moc. Załatwimy Naszystów. Krzyczał w radosnym uniesieniu. Macierzysty z Naszystów występuje, zwycięstwo. Wolna prasa to potęga. Dla takich chwil warto żyć -vduma rozpierała Soszkę, promieniał.
– To mój wielki dzień, zwycięstwo, popamiętają Naszyści wolna prasę – krzyczał pełnym głosem.
Kursik z zazdrością patrzył na Soszkę, ale nie chciał tego pokazać i nadrabiał szyderczo.
– No niby sukces jest, ale myślisz, że to po twojej pisanince? Mówią, że solidny i precyzyjny raporcik o komórkach, płodach i gotówce ktoś z bliskiego otoczenia Macierzystego napisał do Ministra.
Soszka już nic nie słyszał, wyprostował się, spojrzał na Wydawcę triumfującym wzrokiem.
– No to co? Czas na Grzywę? – wycedził powoli.
– Tak jest! Wolność słowa najważniejsza! – potwierdził Wydawca.
Kotek Mruczek
(przeciągnął się leniwie na parapecie redakcyjnego okna)