Europa wyrzeka się swoich korzeni, co z pewnością doprowadzi do kryzysu tożsamościowego w większości państw na Starym Kontynencie. W ramach politycznej poprawności we Francji nie wolno nosić krzyżyków w widocznych miejscach, w krajach skandynawskich przed Świętami Bożego Narodzenia (najzupełniej poważnie nazywanymi „imprezami zimowymi”) sprzedawano „sztuczne rośliny” zamiast choinek, a świąteczne ozdoby obowiązkowo były bez krzyży – żeby nie obrazić wyznawców innych religii, którzy także chcieliby obchodzić takie święta.
W dramatycznym i nieziemsko wiarygodnym thrillerze politycznym „Uległość” francuskiego pisarza Michela Houellebecqa Francja staje się islamska wskutek mieszanki wymierzonych w chrześcijaństwo działań lewicy oraz politycznej poprawności od dawna już zadomowionej nad Sekwaną. Najpierw lewica i mniejszości seksualne atakują wszystkie nawiązujące do chrześcijańskich tradycji inicjatywy partii prawicowych. Potem – to już w ramach kampanii prezydenckiej w V Republice – czystymi i brudnymi zagraniami doprowadzają do przegranej prawicowego kandydata. W wyborach prezydenckich główny pojedynek odbywa się więc między kandydatem lewicy a kandydatem Bractwa Muzułmańskiego, który oprócz tradycyjnych lewicowych wolności obiecuje ludziom silniejszą gospodarkę. Kiedy Mohammed Ben Abbes wygrywa wybory prezydenckie w ciągu kilku miesięcy wyborcy francuscy, przede wszystkim lewicowi, odkrywają, że żyją już w państwie islamskim a francuską Konstytucję zastępuje szariat. Powieść Houellebecqa jest tym bardziej przejmująca, że bardzo realna – chodzi w niej bowiem o francuskie wybory, które mają się odbyć nad Sekwaną w 2022 roku. Przy czym warto odnotować, że pierwsi obywatele, którzy trafili do więzień byli homoseksualistami – szariat bowiem uznaje sodomię za grzech śmiertelny i nakazuje karać go śmiercią.
Jak się wam udała zimowa impreza?
Choć scenariusz może się wydawać równie ciekawy, co nieprawdopodobny, niemal idealnie zaczyna wypełniać się niemal w całej Zachodniej Europie.
We Francji, jak na razie, nie można w miejscach publicznych manifestować swoich religijnych przekonań. Kiedy francuski rząd wprowadzał prawo zakazujące noszenia krzyżyków w widocznych miejscach w miejscach publicznych, czyli w urzędach, szkołach, na uniwersytetach, ale także na stadionach i podczas masowych imprez sportowych, urzędnicy wyjaśniali, że nowe prawo ma poprawić bezpieczeństwo na francuskich ulicach. Chodziło o kwefy masowo noszone przez muzułmanki na paryskich ulicach oraz – w wersji bardziej radykalnej – afgańskie burki, czyli stroje zakrywające całe ciało w taki sposób, że nie można rozpoznać ani kto jest pod strojem, ani czy jest np. uzbrojony.
I choć rzeczywiście w urzędach i szkołach kobiet w burkach dzisiaj we Francji nie widać, z kwefami V Republika nie poradziła sobie tak doskonale. Nie noszą ich muzułmanki pracujące we francuskiej administracji, czy studiujące na wyższych uczelniach – jednak na ulicach kobiety z zasłoniętą twarzą zdarzają się nierzadko.
Zakaz uderzył natomiast w chrześcijan, którzy noszą na szyjach krzyżyki. Teraz muszą je chować – w innym wypadku manifestując swoje przywiązanie do chrześcijaństwa mogą urazić wyznawców innych religii. A tego prawo Republiki zabrania i penalizuje.
Najdalej w walce z europejskimi tradycjami idą Skandynawowie, którzy – na potrzebę ucywilizowania siebie samych – zmieniają również słowniki i tradycje.
Przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia szwedzka sieć sklepów Ikea wprowadziła do sprzedaży – jak co roku – choinki oraz ozdoby świąteczne. Tym razem jednak zmieniła ich nazwy, bo choinki to „sztuczne rośliny”, do których można było kupić setki najróżniejszych ozdób w żaden sposób nie nawiązujących do chrześcijańskiej esencji tych świąt.
Jak wyjaśniali Szwedzi, nie wszyscy są chrześcijanami a przecież każdy – nawet muzułmanie – chciałby obchodzić takie piękne i radosne święta, obdarowywać się prezentami. Nie można ich urazić symboliką innych religii (!).
Kościół bez krzyża
Szwedzka sieć sklepów Rusta (z wyposażeniem wnętrz, łącznie 150 sklepów w Szwecji, Norwegii i w Niemczech) poszła dalej – na świątecznych stoiskach zaoferowała ozdobę świąteczną w postaci podświetlanego kościoła… bez krzyża. Powodem miało być dostosowanie oferty do klienta muzułmańskiego. W mediach społecznościowych krążyła odpowiedź wysłana przez przedstawiciela Rusty do jednego z zaniepokojonych klientów, który napisał, że sieć „chce spełnić oczekiwania większej liczby klientów (…), tak aby wszyscy mogli się cieszyć naszymi ozdobami podczas ponurych miesięcy bez względu na wyznawaną religię”.
Absurd oferty handlowej uraził nawet Duńczyków (również politycznie poprawnych).
– Kocham Szwecję i Szwedów, ale ich obsesja na punkcie poprawności politycznej robi się już irytująca – pisał w internecie Peter Skaarup, lider Duńskiej Partii Ludowej. – Będziecie 24 grudnia obchodzić wigilię świąt Bożego Narodzenia, czy może organizujecie „zimową imprezę”?
Również Polska – choć powoli – zaczyna stawać się częścią tej politycznie poprawnej Europy. Lewicowe próby usuwania symboli religijnych z obiektów publicznych jako żywo przypominają początek powieści Michela Houellebecqa. Przy czym polska lewica domaga się usunięcia ich nie dlatego, żeby nie obrażały np. muzułmanów, ale żeby nie raziły osób niewierzących.
Większość liberalnych mediów do porządku dziennego przechodzi nad idącymi w dziesiątki tzw. marszami równości, podczas których środowiska LGBT obrażają ludzi wierzących delikatnie rzecz ujmując zmieniając znaczenia tych symboli religijnych. Warto zaznaczyć, że działacze LGBT domagają się radykalnych zmian prawa zezwalających na wprowadzenie do polskiego prawa kilkunastu (!) płci, zezwalania na homoseksulane małżeństwa oraz adoptowania dzieci przez związki homoseksualne, nawet jeżeli dziecko w takim związku będzie narażone na pedofilię ze strony „rodziców”.
Co wolno cytować
Choć polski parlament nie zamierza – przynajmniej w obecnym kształcie – ustąpić takim żądaniom, w sukurs zwolennikom zmian przychodzą zachodnie korporacje domagające się od swoich pracowników nie tyle poszanowania odmienności seksualnych, co uznania ich za ważniejsze od normalności.
W tym roku być może zakończy się proces byłego pracownika sieci sklepów Ikea, który wezwany przez przełożonych do uznania wyższości mniejszości homoseksualnych w miejscu pracy, odpowiedział cytatami z Biblii. Z miejsca został wyrzucony z pracy, z powodu „utraty zaufania przez pracodawcę”.
Kilka dni wcześniej Ikea opublikowała w wewnętrznej sieci firmy artykuł – odezwę do swoich pracowników. Chodziło w nim o promocję lesbijek, biseksualistów, gejów i transwestytów. „Włączenie LBGT+ jest obowiązkiem każdego z nas” – pisał pracodawca. I dalej wyjaśnia, że pracownicy mają używać „języka włączającego” czyli mówić o partnerach, nie tylko o mężach i żonach, trzeba osoby homoseksualne pytać o ich rodziny i kochanków („angażuj kolegów LGBT+ w rozmowy na temat ich partnerów i rodzin”). Absolutnie nie wolno natomiast żartować z nich – żarty oraz plotki na ten temat powinny być natychmiast gaszone przez innych pracowników i zgłaszane przełożonym. To nowy obowiązek.
Zwolniony pracownik na wewnętrznym forum zacytował Ewangelię Św. Mateusza i fragment Starego Testamentu. Dwa dni później był bez pracy.
Czy Europę, która wyrzeka się swoich korzeni i dla politycznej poprawności usuwa z przestrzeni publicznej jakiekolwiek nawiązania do chrześcijaństwa, czeka los taki, jaki stał się udziałem Francji w powieści „Uległość”? W interesie trwania przy tradycyjnych wartościach powinni walczyć sami działacze LGBT oraz lewica. Bo tylko w europejskich i chrześcijańskich tradycjach lewica i LBGT mają szansę na przetrwanie. W innych religiach monoteistycznych zaprzeczanie istnienia Boga oraz sodomia są karane śmiercią. A muzułmanie, którzy żyją w Europie nie ukrywają, że chcą Stary Kontynent upodobnić do Bliskiego Wschodu.
Paweł Pietkun