Odwołać Szmita
Jedną z obsesji Sochy jest doprowadzenie do odwołania Szmita. Ciekawe. Ktoś, kto chce uchodzić za rzetelnego dziennikarza prowadzi prywatnych wojnę przeciwko politykowi. Co ma Socha na Szmita? Stawia mu bardzo poważne zarzuty: niszczy wewnętrzną demokrację, eliminuje konkurentów do przywództwa, ma trudny charakter, nikt nie ma na niego wpływu, niby słucha, a zawsze robi jak chce, partia źle działa pod jego rządami, ludzie się go boją, otacza się nie tymi co trzeba. Wstrząsające!
Jeszcze do niedawna przy każdej okazji Socha powtarzał, że przez Szmita PiS nie wygrywa tu wyborów i trzeba go natychmiast odwołać. Jarosław Kaczyński jednak lepiej rozpoznaje sytuację i pozostawił Szmita na pozycji lidera, mimo że nie jest w Sejmie. Myślę, że Prezes partii rządzącej czyta statystyki wyników wyborów, a na ich podstawie łatwo można stwierdzić, że w okręgu olsztyńskim Prawo i Sprawiedliwość systematycznie poprawia swoją pozycję. PiS zaczynał od jednego mandatu w Sejmie i w kolejnych wyborach zwiększał swój dorobek. W ostatnich wyborach zdecydowanie wygrał z opozycją (Lista PiS – 5 mandatów, Platforma – 3, PSL – 1, Lewica – 1).
W rankingu innych okręgów też pnie się w górę i dzięki wzrostom plasuje się już w środku stawki. I dzieje się to w miejscu nazywanym do niedawna czerwonym zagłębiem. Niestety dla PiS, radość z wielkiego zwycięstwa trwała krótko, bo dwa mandaty ukradli koalicjanci z Porozumienia (w swoim czasie ulubieńcy Sochy). Oczywiście takie fakty Sochy nie interesują.
Socha nieustannie narzeka, że PiS zawłaszcza państwo i trzeba osłabiać jego niszczycielskie wpływy. Jednocześnie walczy, żeby usunąć Szmita, który jak przekonuje, jest kulą u nogi olsztyńskiego PiS. Na jego miejsce próbuje obsadzić kogoś, kto lepiej będzie kierował partią, co oczywiście zaowocuje tym, że PiS będzie jeszcze sprawniej zawłaszczał państwo. A może gdy Szmita zabraknie, to PiS już nie będzie zawłaszczał państwa. Gdzie sens, gdzie logika?
Wytłumaczenia mogą być dwa. Pierwsze, zwykła osobista niechęć Sochy i Bachmury do Szmita. Druga to chęć odsunięcia Szmita od kierowania strukturami PiS i obsadzenie w to miejsce osoby spolegliwej wobec totalnej opozycji, Grzymowicza, Protasa, Brzezina, Falej. Takiej, która zapomni o realizacji programu PiS, a będzie za to miła, sympatyczna, empatyczna. Zamieni skostniały PiS w klub dyskusyjny. Decyzje będą podejmowane w trybie rotacyjnym, kolejność na listach będzie ustalana przez losowanie. Do głosu dojdą wówczas mądrzy ludzie, dzisiaj eliminowani przez PiS-owską kamarylę. A nowy, milutki jak pluszowy misio szef, aksamitnie wtopi się w olsztyński układ.
Będzie co najmniej raz na miesiąc spotykał się z Deb@tą i Świętą Warmią. W czasie spotkań będzie pokornie przyjmował uwagi i postulaty dotyczące ratowania państwa polskiego, Europy i świata przed zagładą. Po miesiącu będzie rozliczał z się realizacji zgłoszonych wniosków (na przykład z prac nad zmianą konstytucji lub ordynacji wyborczej, naprawą telewizji publicznej). Podobnie z uwagą będzie pochylał nad zgłaszanymi propozycjami dotyczącymi spraw lokalnych, jak, co i komu załatwić. Wtedy Socha i Bachmura i olsztyński układ zawyłby ze szczęścia.
Następcy Szmita
W jednym Socha próbuje być konstruktywny. Nie poprzestaje na domaganiu się odsunięcia Szmita. Wytrwale poszukuje jego następcy. W ciągu ostatnich lat ogłaszał coraz to nowych kandydatów, przy każdym twierdząc, że sprawa jest już postanowiona i wskazany przez niego człowiek lada dzień pojedzie na Nowogrodzką po nominację.
Wiedzę czerpie od anonimowych informatorów oraz oczywiście od osób bardzo zbliżonych do samego Prezesa. Kiedy na stronie PiS ukazuje się komunikat, że Szmit rozmawiał indywidualnie z Prezesem Kaczyńskim, co potwierdza jego silną pozycję, Deb@ta początkowo neguje fakt, a potem wmawia, że spotkanie było, ale pewnie w większej grupie albo Szmit był na „dywaniku”.
Wśród następców już wskazywał działaczy lokalnych struktur z nadzieją, że zaczną tańczyć POGO w rytmie podawanym przez Deb@tę. Uda się, albo nie uda się, ale niech się kłócą, dzielą, zazdroszczą i przyglądają jeden drugiemu. Chętnie wynajdywał i lansował też ludzi spoza organizacji.
Pewien obieżyświat, działacz Solidarności z lat osiemdziesiątych, wpadł do Olsztyna i stwierdził, że PiS-ie źle się dzieje. Socha jest już przy nim. Prowadzi rozmowy buduje pozycję tego, który może wreszcie zmienić zły, lokalny PiS. Niestety były działacz jak przyszedł tak poszedł, a przy okazji puścił bąka co Socha z lubością odnotował.
Gwiazdą miała być też głęboko nieszczęśliwa życiowo Pani doktor z Kortowa. Do polityki wkroczyła ostro. Z przytupem, została szefową wojewódzkich struktur partii koalicyjnej. W polityce dostrzegła szansę rozwiązania swoich osobistych problemów. Socha już był przy niej, spisywał wywiady, słuchał komentarzy i opinii. Pani miała jednak inne cele. Ostatnio, jako tako, na swoją miarę urządziła się i dostała dobrą posadę. W polityce dzięki jedynce na liście Prawa i Sprawiedliwości dostała się do Rady Miasta. Teraz spokojnie konsumuje to co zdobyła. Socha nie pyta, kiedy wróci Pani ze zwolnienia lekarskiego. Do ataku ruszy, kiedy będą ustalane listy wyborcze. Wtedy przypomni o dzielnej działaczce.
Jakże wielkie nadzieje wlało w serce i twórczość Sochy i Bachmury pojawienie się partii Porozumienie, a szczególnie dwóch jego gwiazd: Maksymowicza i Wypija. Szczególnie ten drugi nie ukrywał, że on tu zaraz zrobi z tym PiS-em porządek, przejmie cały ten bałagan i pokaże, jak się działa w polityce. Socha był ekstazie, jego marzenia się spełniają. Taki, młody, zdolny, wygadany. Koniec Szmita, koniec Arent, koniec Rudnika, koniec Nojmana… Socha wstępował duszą i ciałem do nieba. Niebiosa jednak nie otworzyły się przed Sochą. Twardo wylądował na ziemi. Maksymowicz z hukiem przeskoczył do opozycyjnej łódki, a Wypij będzie jeszcze różne fikołki i podskoki robił, ale lokalnego PiS-u na pewno (jak sam lubił mówić), nie przejmie.
Kronika kadrowa
Kiedy tematy wyczerpują się i nie ma specjalnie o czym pisać, Socha lubi poprowadzić kronikę kadrową PiS. Na jakiej posadzie, który działacz siedzi, z jakiej jest frakcji, który działacz i z jakiej frakcji chce go wygryźć, kto awansuje, kogo zdegradują. Oczywistym jest, że ten który odchodzi ze stanowiska traci je wyłącznie w wyniku wewnętrznych walk fakcyjnych. A ten, który przychodzi na jego miejsce nie ma żadnych kompetencji. Po prostu PiS-owski nominat. Zarobków co prawda nie podaje, bo mogłoby się okazać, że nie ma czego zazdrościć. Przekaz Sochy jest jednoznaczny: PiS-owcy to ciała obce. Oni nie mogą zajmować żadnych posad w sektorze publicznym, powinni zostać pozbawieni tego prawa. Fakt, że wygrali wybory nie oznacza, że mogą rządzić.
Dla Sochy, Bachmury, fakt, że ludzie związani lub sympatyzujący albo tylko z nominacji Prawa i Sprawiedliwości awansują, zostają szefami, dyrektorami, kierownikami, jest nie do zaakceptowania. Z tego powodu odczuwają fizyczny i dotkliwy ból. Ból tym większy, że z jednym wyjątkiem, niezależnym od struktur okręgowych, Prawo i Sprawiedliwość w polityce kadrowej nie ma się czego wstydzić.
Ciąg dalszy nastąpi…
Jerzy Szmit