Irena Telesz Burczyk, „ikona w dziedzinie aktorstwa” (jak napisano swego czasu na stronie hotelu Star Dadaj) od dawna budziła moja ciekawość. Niestety u nas na wsi nikt o niej nie słyszał. Postanowiłam więc pojechać do Olsztyna na wiec w obronie TVN (pani Telesz często występuje w roli gwiazdy tego typu akcji) i tu niespodzianka – pani Ireny nie było, podobnie zresztą jak i zapowiadanej masy demonstrantów – ze stada protestantów ostał się ino samotny wapniak na co dzień stojący pod sądami i kilkoro staruszków.
Niepocieszona wróciłam na wieś. Wieczorem do naszych drzwi zapukał sołtys w towarzystwie starszej pani.
– Sąsiadko, wyjeżdżamy z żoną na kilka dni i chciałbym przedstawić moją teściową, będzie się opiekowała kotami w czasie naszej nieobecności.
Teściowa sołtysa, Bożenka, od razu przeszła na „ty”.
– Co taka światowa kobieta jak ty porabia na tej zabitej gwoździami wsi? – zagaiła rozmowę.
Komplement z ust kobiety jest wart grzechu pomyślałam i postawiłam na stole nalewkę z pigwy.
– Karmię kury, pilnuję starego żeby za dużo nie pił z twoim zięciem i od czasu do czasu wyjeżdżam do Olsztyna – tu opowiedziałam jej o swojej dzisiejszej eskapadzie.
– Kochana, lepiej nie mogłaś trafić, Irenka Telesz to moja koleżanka, razem obalałyśmy komunę, chętnie co nieco o niej opowiem.
I popłynęła opowieść o małej Białorusince, która w 1946 roku przeniosła się z Podrośli na Białorusi do polskiego Gdańska, w 1958 r. ukończyła Państwowe Liceum Pedagogiczne w Gdańsku, i ( jako 18-latka) wstąpiła do partii, aby wzorem Konrada Wallenroda rozwalić tą komunę od środka.
Będąc już działaczką partyjną rozpoczęła karierę artystyczną – w 1966 zdała egzamin eksternistyczny organizowany przez Związek Artystów Scen Polskich. W latach 1966-1969 próbowała swoich sił w zawodzie aktorskim, lecz niestety nikt nie poznał się na jej wielkim talencie. Dopiero lata 70-te przyniosły jej upragniony sukces, przez rok zasiadała w radzie narodowej w Grudziądzu i pracowała w Teatrze Ziemi Pomorskiej. Od 1975 r. jest najjaśniejszą gwiazdą Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie. W 1981 po 23 latach kariery w PZPR postanawia zostać muzą opozycji.
– Poznałyśmy się w 1980 roku, razem stworzyłyśmy Solidarność, potem w czasie wojny (stan wojenny) też walczyłyśmy… – tu niestety opowieść Bożenki przerwał sołtys (w międzyczasie opróżnił jakieś szkło z moim starym), który pod pretekstem kolacji zabrał teściową do domu.
Godzinę później znowu się pojawił, podał mi przez drzwi kolorowe pismo z informacją że „mamusia przesyła pozdrowienia i wywiad z Ireną Telesz do poczytania”.
Kwartalnik made in WARMIA & MAZURY nr 44 (marzec-maj 2021) wydany na wysokiej jakości papierze, na stronie tytułowej opatrzony jest zdjęciem Ireny Telesz Burczyk siedzącej w czerwonym fotelu.
– Zrób sobie kolację! – rzuciłam w stronę mojego starego i pogrążyłam się w lekturze.
Wywiad z Ireną Telesz trzeba przeczytać – z treści wyłania się niezłomna kobieta, która stworzyła olsztyńską Solidarność („Podobno byłaś jedynym facetem z jajami w lokalnym kierownictwie Solidarności. Tak mówili, umiałam wszystko załatwić (…)”) i odmówiła przyjęcia odznaczenia z rąk prezydenta Dudy, za co otrzymała tytuł Honorowej Obywatelki Olsztyna.
Duda i obecny rząd sprawiają, że nachodzą ją desperackie myśli-”(…) wyjść na ulice z koktajlem Mołotowa”, „podpalić się w akcie protestu” żeby „porwać ten ślepy tłum”.
Mimo upływu lat wciąż czuje się młodo, jak twierdzi „mam 16 lat plus 64 lata” i potrzebuje być w centrum uwagi – stąd jej aktywność w internecie – „ciągle coś publikuję albo wysyłam znajomym… chociaż dla wielu osób to spam i nawet nie reagują”.
Ma tysiące znajomych na facebooku, ale w realu wygląda to dużo gorzej – mimo iż w poprzednim wcieleniu „podobno byłam wojownikiem na Boreo” to „rzucać koktajlami Mołotowa nie ma z kim. Nie mam kochanka, został mi tylko kot”.
Obecna władza nie poznała się na wielkości Ireny Telesz, jak sama mówi ma niecałe półtora tysiąca złotych plus niewielką rentę po mężu (najniższa renta rodzinna wynosi 1100 zł brutto) i symboliczny zasiłek opiekuńczy (200 zł). Ma również w teatrze etat i znajomości które przynoszą jej dodatkowe dochody („Ostatnio po znajomości zagrałam w filmie o Grzegorzu Przemyku… Udział w filmach to nie tylko rozpoznawalność, ale też zastrzyk finansowy – jeden dzień zdjęciowy to miesięczna pensja aktora w teatrze.”).
Nasza wielka aktorka prawdopodobnie ze skromności nie wymienia innych nędznych dochodów – w tym 330-złotowej diety z racji pełnienia obowiązków członka rady programowej Radia Olsztyn, w której to radzie zasiada nieprzerwanie od 2012 roku z nominacji Platformy Obywatelskiej.
Wobec powyższych głodowych dochodów ikony olsztyńskiego teatru nie dziwi fakt, że „jak widzę pewnego polityka w telewizji to spontanicznie wyrywa mi się okrzyk „spierdalaj chuju”.
I pomyśleć, że ta szlachetna, kulturalna, dobrze ubrana, wielka artystka na swoje 79. urodziny nie chce nic dla siebie, ona życzy sobie „Normalnej Polski…żeby Ruda nie musiała potrząsnąć ludźmi jakimś dramatycznym, ostatnim występem”.
* * *
– Janie, zapytał hrabia wchodzącego do salonu służącego, czy wg ciebie elegancka kobieta może w określonych sytuacjach używać wulgarnych słów?
– To zależy panie Hrabio, gdy pani Hrabina chce, abym wyszedł z pokoju mówi dziękuję Janie, a ta młoda elegancka kobieta, której pan Hrabia płaci 300 zł za każdą nocną wizytę, odprawia mnie słowami spierdalaj chuju.
– Tak – zamyślił się pan Hrabia – nie szata zdobi człowieka...
Grażyna Paździoch
Scany pochodzą z wydawnictwa „made in WARMIA & MAZURY”