Nie to, żebym się czepiał, ale po prostu się zastanawiam. Tak mają humaniści, którzy zawsze patrzą krytycznie na otaczającą ich rzeczywistość. Nie krytykują, a patrzą krytycznie, czyli konfrontują informacje ze swoją wiedzą i starają się sami dojść do wniosków. A dziś nurtuje mnie informacja, którą ogłosił olsztyński ratusz – stolica Warmii i Mazur zajęła pierwsze miejsce spośród miast wojewódzkich w pozyskaniu unijnych pieniędzy na transport publiczny, w przeliczeniu na mieszkańca uzyskała 3293,41 zł dotacji ze środków UE. Na drugim miejscu uplasował się Rzeszów – 2671,73 zł, a ostatni na podium jest Lublin – 2224,18 zł. I to na pewno jest dobra informacja. Ale czy w pełni oddaje rzeczywistość?
Zastanowiły mnie w tym kontekście słowa prezydenta Piotra Grzymowicza: „Nie ukrywam, że wkład sporo nas kosztuje, ale nie mamy wyjścia. Rozwój wymaga poświęceń”. Właśnie, tylko na kim to owe „poświęcenie” spoczywa? Zapewne na mieszkańcach, bo każdy wie, że Olsztyn zmaga się z problemami finansowymi. Brakuje środków na wiele społecznych spraw, aktywność sportową, rozwój kultury, zajęcia dla dzieci i młodzieży, choćby na sfinansowanie zajęć szkolnych na basenie.
Każda złotówka z Unii Europejskiej wymaga posiadania wkładu własnego. Skoro Olsztyn uzyskał największą kwotę dotacji, to zastanawia mnie fakt, ile wynosi zadłużenie miasta w przeliczeniu na jednego mieszkańca i jak zadłużenie wpływa na budżet miasta. Czy przypadkiem stolica Warmii i Mazur nie byłaby w czołówce takiego rankingu? Tego nie wiem, bo mimo starań nie znalazłem takich zestawień, a jako zwykły zjadacz chleba zapewne nie otrzymam takiej informacji z urzędu. Zresztą tym powinni zająć się radni, czy dociekający prawdy dziennikarze.
Po namyśle nie wiem, czy to pierwsze miejsce to sukces Olsztyna, czy też początek jazdy z górki, która skończy się w głębokiej ciemnej dolinie, gdzie będą jeździły tramwaje, będą szerokie buspasy i diamentowe chodniki, ale ludzie nie będą wychodzić z domów, bo miasta nie będzie stać na opłacenie rachunków za energię elektryczną niezbędną do oświetlenia ulic. Zresztą nie będzie gdzie wychodzić, bo kawiarnie i restauracje zbankrutują, domy kultury nie będzie stać na bezpłatne zajęcia dla młodych, a sport powszechny zredukuje się do płatnych szkółek dla bogatych.
Cieszę się, że Olsztyn pięknieje, że się rozwija. Ale trzeba pamiętać, że Olsztyn to nie ulice, nie bloki i nie komunikacja miejska. Olsztyn to ludzie, którzy dziś się „poświęcają”. Nurtuje mnie myśl, jak długo jeszcze?
Pozostaje mi jedynie nadzieja, że mój umysł mnie zwiódł, że tak nie jest, że Olsztyn nie jest zadłużony, a „poświęcenie” to ciężka praca naszych włodarzy. Tak byłoby dla olsztynian lepiej.
Korneliusz Niemota