„(…) orędzie totalitaryzmu powiada: „Wy jesteście doskonali, tamci są zgnili ze szczętem. Już dawno żylibyście w raju, gdyby złość waszych wrogów nie stała na przeszkodzie”.
Leszek Kołakowski
Jedną z cech charakteryzujących życie polityczne Polski ostatniego trzydziestolecia, ujawniającą się w sposób szczególnie wyrazisty w takich momentach, jak próba przeprowadzenia lustracji na początku lat 90. czy po katastrofie smoleńskiej, jest narastający w niektórych środowiskach poziom agresji i nienawiści. Z kolejną odsłoną tego zjawiska mieliśmy do czynienia w roku minionym, m.in. podczas tzw. „Strajku kobiet”.
Hasła typu „To jest wojna” „Rewolucja jest kobietą”, „Marsz o wszystko”, różnego rodzaju bluźnierstwa i wulgaryzmy, często wykorzystujące metaforykę związaną z męskimi i żeńskimi organami płciowymi, najpopularniejsze, powtarzane na rożne sposoby, hasło przewodnie protestujących: „Wyp………ać” doskonale obrazują obecność w/w emocji. To one właśnie stały się swoistego rodzaju „siłą nośną” zdarzeń i to nimi próbują w sposób w pełni świadomy „grać” wzywający do tego typu wystąpień „liderzy”. Charakterystyczne, że posiadają oni wsparcie tzw. autorytetów medialnych, którym przestała nagle przeszkadzać mowa nienawiści. Potępiany przez nich wcześniej język, wyrażający agresję i wzywający do stosowania przemocy, dziś uznany został za uprawniony i wręcz pożądany środek wyrażania „szlachetnych” dążeń i idei.
Wydarzeniom tym towarzyszył, zwłaszcza w pierwszej fazie protestów, atak nie tylko na duchowieństwo i Kościół jako instytucję, ale i na wartości przez niego uosabiane, które w historii narodu polskiego wydawały się najświętsze i nienaruszalne. Zakłócanie Mszy Świętych, profanowanie pomników i budynków sakralnych, a wcześniej parodiowanie liturgii, bluźnierstwa skierowane przeciwko podstawowym dogmatom wiary i Matce Bożej, podważanie autorytetu Jana Pawła II – to tylko wybrane przykłady opisywanego zjawiska.
Działania wykorzystujące realnie istniejące zjawisko laicyzacji polskiej młodzieży, wydają się nie być przypadkowe. Wszyscy ci bowiem, którzy w historii dążyli do rewolucyjnego przeobrażenia świata, musieli zmierzyć się z tym, co od wieków stanowiło tamę dla wszelkiego rodzaju totalitarnych pokus. Organizatorom tych barbarzyńskich ekscesów marzy się zapewne, jak niegdyś marksistom, rzeczywistość całkowicie odmienna od tej, która kształtowała bieg historii narodu polskiego przez stulecia ― wizja „nowego wspaniałego świata”: bez Boga, kulturotwórczej roli Kościoła i ograniczeń płynących z chrześcijańskiej etyki. Neomarksistowska koncepcja przemiany świata, zwana niegdyś postępową, a dziś progresywną, nie jest przecież w historii niczym nowym.
Nasuwa się pytanie, jaką rolę w tego typu wydarzeniach ma odgrywać silnie podsycana atmosfera nienawiści i agresji?
Nienawiść, wydaje się tu być, nie tylko wyrazem osobistych, negatywnych emocji uczestników manifestacji, ale także zaplanowanym i celowo wykorzystywanym sposobem organizowania danej zbiorowości, metodą oddziaływania na zbiorową wyobraźnię. Cele są dwa. Z jednej strony chodzi o rozpropagowanie określonych haseł ideowo-programowych, dzięki podporządkowaniu ich zbiorowym emocjom. Poddane racjonalnej ocenie niekoniecznie byłyby do zaakceptowania przez znaczną część społeczeństwa, ale prawdopodobnie także przez znaczącą część uczestników owych manifestacji. Z drugiej zaś strony idzie zapewne o skanalizowanie we wspólnym działaniu różnych frustracji i uprzedzeń, a następnie — poprzez ich nobilitację — o dostarczenie „paliwa”, wystarczającego do podtrzymywania protestu. W takiej sytuacji nienawiść, zastępująca spójny program i eliminująca możliwość jakiegokolwiek dialogu, uruchamia wewnętrzną dynamikę procesu, w którym miejsce myślenia i trzeźwej analizy sytuacji (w tym oceny moralnej czynów i postulatów) zajmują stadne emocje.
Na fakt wykorzystywania nienawiści jako instrumentu działań politycznych zwracał uwagę Leszek Kołakowski (a wiedział, co mówi jako były marksista), pisząc:
– Nieustające, bezgłośne, lecz całkiem jasne orędzie totalitaryzmu powiada: „Wy jesteście doskonali, tamci są zgnili ze szczętem. Już dawno żylibyście w raju, gdyby złość waszych wrogów nie stała na przeszkodzie”.Zadaniem tego wychowania jest nie tyle zbudować solidarność w nienawiści, ile wytworzyć w wychowankach poczucie samo-zadowolenia i przez to uczynić ich moralnie i intelektualnie bezsilnymi. Samozadowolenie w nienawiści ma mi dać uczucie, że jestem szczęśliwym posiadaczem wartości absolutnych. (…) Kiedy nienawidzimy prawdziwie, jesteśmy bezkrytyczni zarówno względem nas samych, jak względem tego, czego nienawidzimy, albowiem być krytycznym to umieć różnicować, a nienawiść odbiera nam wszelką zdolność do różnicowania. Przeciwstawia naszą totalną i bezwarunkową słuszność równie totalnej, bezwarunkowej i nieuleczalnej nikczemności innych. (…) żaden totalitaryzm nie może z nienawiści zrezygnować. Ponieważ czysta negatywność nienawiści unieruchamia wszelkie porozumienie ludzkie, rozkłada ona wewnętrzną spoistość osobową i jest dlatego niezastąpiona jako sposób duchowego rozbrajania ludzi.
Zjawiskiem szczególnie niepokojącym jest obecność podczas tych wydarzeń młodzieży szkolnej. Być może jedną z przyczyn tego faktu jest nieodrobiona przez starsze pokolenie lekcja historii, która w sposób czytelny unaoczniłaby niebezpieczeństwa płynące z „ideologii nienawiści”. Może zabrakło też należytej recepcji choćby paru książek z kanonu lektur szkolnych, które „otwierają oczy” i mogą być przestrogą. Niektórym z nich spróbuję się przyjrzeć w drugiej części niniejszego felietonu.
Wojciech Marczak